Niewątpliwie Egipt był od dawna na liście miejsc, w które
chciałam pojechać. Myślę, że każdy, kto zaczytywał się w przygodach Stasia i
Nel, albo przeżywał losy fikcyjnego faraona Ramzesa XIII, musiał marzyć, aby
znaleźć się w tej scenerii. Dość szybko w naszym, Polaków zasięgu, pojawiły się
możliwości wyjazdów do Egiptu. Najpierw głównie po słońce, potem już bardziej
poznawczo. W ostatnich latach różnie bywa z poczuciem bezpieczeństwa w tym
rejonie świata, dlatego trochę to trwało, aż nasza wyprawa doszła do skutku.
Już 2,5 roku temu wybraliśmy w biurze Rainbowa wycieczkę „Nil i Piramidy”,
która naszym zdaniem w pełni mogła zapewnić zobaczenie tego, co po starożytnym
Egipcie pozostało. Niestety krótko przed wyjazdem ze względów bezpieczeństwa
wycieczkę odwołano. Pojechaliśmy wtedy raz jeszcze do Maroka.
Rok później to samo: „Nil i Piramidy” odwołane, tym razem z
uwagi na małe zainteresowanie. Może rzeczywiście trasa jest męcząca, bo zakłada
zwiedzenie zarówno południa kraju, jak i przejazd pociągiem do Kairu, skąd
wieczorem trzeba autokarem wracać do Hurghady i nazajutrz lecieć do Polski.
Wybraliśmy więc
wariant „Potęga Południa” z Luksorem, rejsem po Nilu i wycieczką fakultatywną
do Abu Simbel, świątyni zbudowanej daleko na południu przez Ramzesa II.
Pierwszy etap podróży to 4,5 godziny lotu do egipskiego
kurortu Hurghada położonego nad Morzem Czerwonym. Z Katowic lata się czeskimi liniami Travel
Service. Mam już trochę doświadczenia w lataniu samolotami i muszę stwierdzić,
że to najsłabsze linie, jakimi przyszło mi podróżować. Warunki techniczne porównywalne z takimi jak Enter
czy Wizzair, ale mają fatalną ofertę kulinarną przede wszystkim. Na szczęście
przewidziałam to i zabrałam z domu kanapki i owoce. Kupiliśmy tylko kawę, która
była bardzo pośledniego gatunku, rozpuszczalna oczywiście. W drodze powrotnej
nie było nawet możliwości zakupu żadnych kosmetyków czy drobiazgów na prezenty,
a czasem z tego korzystam. Za to można było kupić specjalne słuchawki, aby w
komforcie oglądać zaproponowane przez załogę filmy. Skorzystałam więc, lecz na
zbyt wiele się to nie zdało, gdyż wyświetlono dwa filmy zupełnie mi w tej
sytuacji nie odpowiadające: Pograbek i Historia kina w Popielawach, oba Jana
Jakuba Kolskiego. Wybór dla mnie kompletnie niezrozumiały, gdy samolotem
leciało sporo dzieci wracających z ferii. Już Shrek byłby lepszy…
No ale wracam do istoty podróży. Miejsce miałam przy oknie i
jak zwykle zachwycały mnie widoki za nim, a właściwie pod nim: górzysty
Półwysep Bałkański, wybrzeże Afryki, Synaj i podchodzenie do lądowania w
Hurghadzie. Przepięknie!
Po odprawie wizowej, kilku kontrolach i odebraniu bagaży,
przedstawiciele biura w Egipcie zawieźli nas do hotelu Grand Seas Hostmark Resort. Tutaj mieliśmy spędzić jeden dzień na wypoczynku po podróży i w
sobotę rozpocząć właściwy plan wycieczki. W dniu przyjazdu pogoda była pochmurna, stąd obawy, co będziemy robić
następnego dnia. Na szczęście od rana świeciło słońce, które nie opuściło nas
do końca pobytu. Oczywiście wieczory po zachodzie słońca, noce i poranki były
bardzo chłodne. W końcu to dopiero styczeń. Często także wiał wiatr, co dla tej
pory roku również jest typowe.
Jednak wylegiwanie się na hotelowej plaży było
bardzo sympatyczne, ale nie więcej niż jeden dzień! Nie wyobrażam sobie
przyjazdu w takie miejsce na tydzień czy dwa, nawet w wersji all inclusive. W
Hurghadzie kilometrami ciągną się podobne do naszego obiekty, a wciąż nowe hotele są budowane. Można taksówką
pojechać do centrum (jeżeli uda nam się dogadać z taksówkarzem co do ceny
oczywiście), ale tam najwyżej więcej sklepów będzie i tyle. Taki wypoczynek to
w każdym razie nie nasza „bajka”.
Meczet musi być, sklep spożywczy niekoniecznie...
W sobotę musieliśmy wstać już około czwartej rano, aby
jak najszybciej wyjechać w kierunku Luksoru, gdzie czekał na nas statek
rzeczny. Egipski autokar nie należał do najwygodniejszych, ale jakoś dało się
wytrzymać. Nasz przewodnik Ahmed, Egipcjanin, od razu zaczął przekazywać nam
wszelkie informacje o swoim kraju, jego historii, zwyczajach mieszkańców, a
nawet o polityce. Okazuje się, że w Egipcie Polacy mają bardzo niewielkie
szanse, aby zdobyć licencję na prowadzenie wycieczek, dlatego Rainbow zatrudnia
pilotów miejscowych. Wymagania są bardzo wysokie: studia kierunkowe, co kilka
lat odnawiane w formie podyplomowych, egzaminy, opłaty, itd. Ahmed
miał naprawdę szeroką wiedzę w dziedzinie historii Egiptu, językiem polskim
władał w sposób komunikatywny, choć z gramatyką czy składnią bywał „na bakier”.
Ale to tylko pozazdrościć takiego podejścia do posługiwania się językiem obcym,
zupełnie bez kompleksów. Ahmed sprostował wiele błędnych opinii dotyczących
historii faraonów, które wciąż znajdujemy nawet w podręcznikach szkolnych.
Wskazywał na przekłamania i uproszczenia w wielu książkach czy filmach
zwłaszcza. Na szczęście w naszej grupie nikt nie oczekiwał od niego, że zaprowadzi
nas do grobowca Ramzesa XIII, który był przecież wytworem wyobraźni naszego
Bolesława Prusa.
Początkowo droga do Luksoru wiodła przez pustynię.
Jechaliśmy dość szybko i na szczęście już nie w konwoju, jak to jeszcze do
niedawna bywało na tych trasach. Gdy znaleźliśmy się w pobliżu Nilu, drugiej co
do długości rzeki świata, musieliśmy podróżować przez teren egipskich wiosek.
Na początku i końcu każdej miejscowości zamontowane są podwójne spowalniacze,
które bardzo utrudniają jazdę. Sporo na tych trasach spotyka się posterunków
policyjnych. No cóż, lepiej wolniej, ale bezpieczniej…
Za to można było spokojnie fotografować i filmować
prawdziwy Egipt.
Tuż przed Luksorem zatrzymaliśmy się na kawę
oraz w manufakturze przetwórstwa alabastru,
a potem już pierwszy tego dnia punkt zwiedzania, czyli Dolina Królów.
oraz w manufakturze przetwórstwa alabastru,
a potem już pierwszy tego dnia punkt zwiedzania, czyli Dolina Królów.
Przygotowując nas do zwiedzania tego bardzo ważnego w
Egipcie wykopaliska Ahmed wszechstronnie objaśnił to, co tam mieliśmy zastać. Przede
wszystkim przypomniał historię starożytnego Państwa Egipskiego, w którym
panowanie faraonów zapoczątkowane zostało nieco ponad 3000 lat p.n.e. przez
Narmera, uważanego za twórcę i założyciela państwa obydwu krajów czyli Górnego
i Dolnego Egiptu oraz I dynastii. Nierozerwalna z tą państwowością była
religia, ale o niej może wspomnę przy zwiedzaniu świątyń. Natomiast religia z
kolei kreowała podejście do problemu życia i śmierci.
Dla starożytnych
Egipcjan wieczne życie polegało na odbywaniu podróży wraz ze słońcem
w ciągu dnia oraz wieczornego powrotu do dobrze zaopatrzonego
grobowca. Aby to realizować, ważne było właściwe przygotowanie ciała
i wypełnianie odpowiednich rytuałów. Balsamowanie, mumifikacja, budowanie
grobowców to tylko niektóre czynności, które musiały zostać spełnione,
żeby dusza zmarłego mogła zaznać wiecznego spokoju.
Przygotowania do życia po śmierci Egipcjanie
zaczynali od swoich grobów. Te tak zwane „domy wieczności” często
wykonywano z kamienia czyli materiału bardziej solidnego niż cegły
mułowe na ściany domów, które zamieszkiwali podczas stosunkowo krótkiego pobytu
na ziemi.
Na
przestrzeni tysiącleci sposób budowania grobowców, zwłaszcza tych królewskich,
ulegał stopniowym przemianom. W okresie wczesnodynastycznym budowano mastaby
mające przekrój trapezu. Używano do budowy wysuszonej cegły. Ukośny kształt
mastab tłumaczy się naśladownictwem ścian domów budowanych z mułu, który miał
tendencje do osuwania się i tworzenia w ten sposób lekko skośnych powierzchni.
W czasach tzw. Starego Państwa (od ok. 2700 p.n.e.) pojawiła się forma piramid,
najpierw schodkowych, potem już regularnych. Do
najwspanialszych przykładów takich budowli należą piramidy: Cheopsa, Chefrena czy
Mykerinosa (w okolicy starożytnej stolicy Memfis). W pobliżu znajduje się też inny wspaniały zabytek tego okresu Wielki
Sfinks, będący pierwszą monumentalną rzeźbą Egiptu.
Te dwa powyższe zabytki zlokalizowane są
na północy dzisiejszego Egiptu i niestety w naszym wariancie podróży nie
mogliśmy ich zobaczyć.
W
okresie Państwa Średniego (ok. 2000 lat p.n.e.), a także Państwa Nowego (XVI do XI w. p.n.e.) politycznym i kulturalnym
centrum Egiptu stały się Teby (okolice dzisiejszego Luksoru). Zaniechano wtedy
zupełnie budowy mastab, kontynuowano wznoszenie piramid z cegły i kamienia oraz
rozwinięto budowę grobowców kutych w skale. I te właśnie miejsca wiecznego
spoczynku dane nam było zobaczyć w Dolinie Królów. Nie mam własnych zdjęć z
tego miejsca, gdyż obowiązuje tam kategoryczny zakaz ich robienia. Chyba, że za
„drobną opłatą”…
W tamtych też
czasach, około 1650–1540 p.n.e. północna część starożytnego Egiptu została
podbita przez Hyksosów, etnicznie grupę ludów zachodnioazjatyckich. Ahmed właśnie
w tym miejscu swojego wprowadzenia zwrócił nam uwagę na zdarzające się czasem
niezgodne z historią przedstawianie starożytnego Egiptu w filmach czy
książkach. Otóż Egipcjanie przed najazdem Hyksosów nie znali koni. Tak więc
niemożliwe jest, aby faraon mógł przykładowo nadzorować budowę piramidy w okolicy Memfis
objeżdżając ją rydwanem zaprzężonym w konie. Wielka niezgodność faktów w
czasie!
Wróćmy jednak do Doliny Królów czyli Biban al-Muluk. Jest to część
nekropolii tebańskiej, dolina
położona na terenie Teb Zachodnich.
Pierwszym faraonem, który nakazał tutaj budowę swojego grobowca, z dala od
znanych nekropolii był Totmes I (1500 lat p.n.e.), zaś ostatnim Ramzes XI (XI
w p.n.e.). Co do
Ramzesa to nie wiadomo, czy faktycznie spoczął w wybudowanym dla siebie
grobowcu, gdyż nie odnaleziono tam jego sarkofagu.
W Dolinie Królów odkryto 64 grobowce. Nie wszystkie można zwiedzać, bo
nawet się do tego nie nadają. Zwyczajowo w ramach biletu wybiera się dowolnie
do obejrzenia trzy grobowce. Myślę, że najbardziej imponujący był ten wzniesiony
dla Merenptaha, syna Ramzesa II za czasów którego najbardziej prawdopodobnie
nastąpił exodus Izraelitów z Egiptu.
Trochę "pożyczonych" zdjęć, aby zorientować się, jak to wszystko wygląda:
Grobowiec Ramzesa VI
Grobowiec Totmesa III
Grobowiec Merenptaha
Grobowiec Ramzesa VI
Grobowiec Totmesa III
Złota maska Tutenchamona
Badania wykazują, że w Dolinie Królów złożona została mumia bardzo ciekawej postaci faraona – kobiety imieniem Hatszepsut.
Jej ojciec, faraon Tutmozis I i jego „wielka małżonka”, królowa Jahmes, nie mieli męskiego potomka, a jedynie córkę Hatszepsut. Drugorzędna żona Mutnofret urodziła mu potomka i on też, jako Tutmozis II, zasiadł na tronie po śmierci ojca. W żyłach następcy tronu płynęła jednak tylko połowa królewskiej krwi. Chłopiec został więc poślubiony Hatszepsut, która jako jedyne dziecko faraona z „prawego łoża” zapewniła przyrodniemu bratu i mężowi wszelkie prawa do tronu. Hatszepsut wkrótce urodziła Tutmozisowi II córeczkę o imieniu Neferura. Niestety Hatszepsut także nie dała mężowi syna, powiła go natomiast druga żona faraona, Izis. Gdy po krótkim panowaniu Tutmozis II zmarł, na tronie zasiadł książę z bocznej linii, syn Izis, Tutmozis III.
Aby jego prawa do tronu nie były kwestionowane,
kapłani postanowili odwołać się do cudu. Podczas procesji w świątyni Amona
posąg boga zatrzymał się przed chłopcem i oznajmił, że to on będzie królem
Egiptu. Ponieważ jednak w chwili śmierci ojca Tutmozis III był jeszcze
dzieckiem, w jego imieniu miała rządzić Hatszepsut.
Nim Tutmozis III osiągnął pełnoletność,
Hatszepsut zdecydowała się nie oddawać mu tronu i w siódmym roku jego
formalnego panowania ogłosiła się królem. Mimo
że rządy królowej Hatszepsut uważa się za raczej pokojowe, tak naprawdę była
rewolucjonistką. Próbowała dokonać rzeczy dla starożytnych Egipcjan niemal
niemożliwej. Nie tylko zasiadła na tronie faraonów, tradycyjnie zajmowanym
przez mężczyzn, ale zamierzała przekazać władzę kolejnej kobiecie.
Z Doliny
Królów wiedzie tajemne przejście do pobliskiej Doliny Deir el-Bahari, gdzie u
stóp gigantycznej skały królowa Hatszepsut wybudowała, albo bardziej kazała
wykuć dla siebie świątynię. Rekonstrukcja świątyni wykonywana jest przez polską
misję archeologiczną. Prace zostały rozpoczęte w 1961 roku, w pierwszym okresie kierował
nimi profesor Kazimierz Michałowski.
Budynki stacji archeologicznej
Budynki stacji archeologicznej
W tej świątyni
mogliśmy dowiedzieć się sporo na temat egipskich kartuszy. Kartusz to wydłużony
owalny znak, w obrębie którego wpisywano hieroglificzne, najważniejsze imiona
faraona.
Używano ich w celu identyfikacji władcy,
najczęściej były odciskane w świeżej zaprawie lub wykuwane w kamieniu. Więcej
kartuszy zobaczymy w świątyniach, które mamy w planie jeszcze oglądać. Obecnie
zmierzamy do Karnaku.
W drodze do Karnaku
zatrzymaliśmy się jeszcze na krótko przy Kolosach Memnona. Są to posągi faraona Amenhotepa III. Mają wysokość 15,60 m (z postumentem 17,90
m). Waga każdego kolosa to około 800
ton. Postawiono je około 1370
p.n.e. Jest to jedyna zachowana część świątyni grobowej tego faraona,
zniszczonej prawdopodobnie przez trzęsienie ziemi już za panowania Merenptaha. Dalsze zniszczenia
poczynione były przez obfite wylewy Nilu.
Faraonowie w czasie swojego panowania stawiali sobie do
wykonania bardzo często zadania budowy
świątyń. Były to zazwyczaj najważniejsze
budynki w mieście, budowane z niesamowitym pietyzmem, czasem przez kilka
pokoleń. Większość świątyń egipskich posiada charakterystyczne wejścia, które
budowano jako wysokie pylony tworzące wielką bramę. Z boku stawiane były posągi
lub obeliski. Następnie wchodziło się na dziedziniec otoczony portykami.
Przepięknie do dziś wyglądają zwieńczenia kolumn wchodzących w skład tego
otoczenia. Za czasów faraonów dziedzińce były ozdobione roślinnością. Dzisiaj
pozostał jedynie kamień.
Z dziedzińca przechodzi się do świątyni właściwej.
Najpierw wchodzi się do sali, gdzie kapłani przygotowywali się do obrzędów
religijnych, aby dokonać ich w pomieszczeniu ostatnim, stanowiącym najświętszy
przybytek. W jego centralnym
miejscu stał posąg bóstwa, wraz z arką,
w której kładziono posąg na noc.
Na terenie każdej świątyni
znajdowała się również sadzawka służąca do rytualnych obmyć.
Już w okresie Starego Państwa utrwalił się kanon obowiązujący przez cały okres rozwoju architektury i sztuki starożytnego Egiptu. Ścisłe przestrzeganie wymogów kanonu wymusiło wysoki i wyrównany poziom artystyczny w starożytnym Egipcie. Kanon dotyczył kompozycji i sposobu przedstawienia postaci w rzeźbie, kompozycji w układach pasowych, układu świątyni służącej kultowi władcy i bogom oraz kolumn i filarów stylizowanych na kształt pni i łodyg roślin, o głowicach naśladujących formę kwiatu lotosu lub liści palmowych. Dokładnie to wszystko zobaczyliśmy w poświęconej Amonowi, Mut i Chonsu świątyni w pobliskim Karnaku.
Pomnik wielkiego skarabeusza postawiony za czasów Amenhotepa.W starożytnym Egipcie skarabeusz był uważany za zwierzę święte. Był symbolem wędrówki słońca i odrodzenia. Wciąż noszony jest jako amulet.
Już w okresie Starego Państwa utrwalił się kanon obowiązujący przez cały okres rozwoju architektury i sztuki starożytnego Egiptu. Ścisłe przestrzeganie wymogów kanonu wymusiło wysoki i wyrównany poziom artystyczny w starożytnym Egipcie. Kanon dotyczył kompozycji i sposobu przedstawienia postaci w rzeźbie, kompozycji w układach pasowych, układu świątyni służącej kultowi władcy i bogom oraz kolumn i filarów stylizowanych na kształt pni i łodyg roślin, o głowicach naśladujących formę kwiatu lotosu lub liści palmowych. Dokładnie to wszystko zobaczyliśmy w poświęconej Amonowi, Mut i Chonsu świątyni w pobliskim Karnaku.
Pomnik wielkiego skarabeusza postawiony za czasów Amenhotepa.W starożytnym Egipcie skarabeusz był uważany za zwierzę święte. Był symbolem wędrówki słońca i odrodzenia. Wciąż noszony jest jako amulet.
A skoro byliśmy w
świątyni, może parę słów o panteonie egipskich bóstw. Według mitologii heliopolitańskiej na początku była tylko zimna, ciemna
i nieruchoma woda, zwana Nunu, czyli Chaos. Słońce, czyli bóg Atum stworzył
sam siebie, a potem wypluwając dał początek dwóm bogom: Szu, czyli suszy i Tefnut, czyli wilgoci. Szu i Tefnut stały
się następnie rodzicami Geba,
czyli ziemi i bogini Nut, czyli
nieba. Szu wzniósł Nut ponad swoją głową, a jej małżonka Geba pozostawił nadal leżącego. Później Net
stała się matką Ozyrysa, Seta, Izydy i Neftydy.
Tych dziewięcioro bogów stanowiło Wielką
Enneadę. Określenie to stosowane jest najczęściej właśnie w mitologii egipskiej, a oznacza panteon bogów. Liczba dziewięć ma symbolizować
potrojoną trójkę, co według numerologów miało magiczne znaczenie. Świątynia w Karnaku, do której zmierzamy, poświęcona
była trzem bóstwom nienależącym do tej dziewiątki. Spotkaliśmy później jeszcze
więcej takich przypadków, gdyż w przestrzeni paru tysięcy lat istnienia Państwa
Egipskiego wysoką rangę uzyskiwały bóstwa początkowo mające charakter lokalny,
tak zależnie od potrzeb.
Nasz przewodnik Ahmed przyrównał Ozyrysa, Seta, Izydę i Neftydę do
naszych biblijnych Adama i Ewy. Może nie do końca trafnie, ale łatwiej było
potem tłumaczyć relacje między nimi i wynikające ostateczne konsekwencje.
Mit o śmierci i
zmartwychwstaniu Ozyrysa jest jednym z bardziej znanych mitów egipskich.
Ozyrys, jak wspomniałam, był najstarszym synem Geba i Nut, a także bratem Seta,
Neftydy oraz Izydy. Ozyrys został z czasem władcą Egiptu, przejąwszy od swego
ojca dziedzictwo. Panowanie Ozyrysa na ziemi to tzw. "złoty wiek".
Ozyrys wraz z Izydą, swą małżonką wyprowadzili rdzennych Egipcjan ze stanu
barbarzyństwa, król nauczył ich uprawy roli i jak czcić bogów, dostarczył
niezbędnych narzędzi i ustanowił prawa. Izyda zaś dała ludziom ubrania,
lekarstwa, a także ustanowiła instytucję małżeństwa. Za panowania Ozyrysa
zapanował ład, więc ludzie byli wdzięczni swoim władcom i wielbili ich.
Jednak nawet tak
świetny władca jak Ozyrys posiadał wrogów. Rywalem tym był młodszy brat
Ozyrysa, Set, który zazdrościł swemu bratu prawie wszystkiego. Jedna z legend
mówi, że Set poćwiartował ciało swego brata, po czym rozrzucił po świecie jego
szczątki. Inna znów, że szczątki wrzucił do świętej rzeki. W każdym razie
Izyda, zawiadomiona o śmierci męża, rozpoczęła poszukiwania ciała Ozyrysa. W
końcu znalazła wszystkie części ciała swego męża, oprócz fallusa połkniętego
przez rybę. Zrobiła jednak imitację z gliny zmieszanej z woskiem, po czym
złożyła Ozyrysa, czyniąc w ten sposób pierwszą mumię. Ozyrys połączył się z
Izydą, która przybrała postać ptaka, a efektem tego duchowego połączenia był ich syn
Horus. Set, w obawie przed zemstą swego bratanka przeniósł swą nienawiść na
niego. Izyda musiała uciekać ze swym synkiem w ramionach i ukrywać się w
zaroślach.
Spór między stryjem
a bratankiem trwał wiele lat i wcale nie był bliższy rozstrzygnięcia. Wzburzyło
to Ozyrysa, który stał się panem krainy zmarłych. Zagroził, że wyśle hordy
demonów na ziemię. Więc rada bogów musiała wreszcie zadecydować na korzyść Horusa.
Set po latach walk sam zrzekł się tronu, a Ra jako rekompensatę dał Setowi
możliwość podróżowania po niebie jego barką jako bóg burzy. Natomiast każdy
faraon stawał się ziemskim wcieleniem Horusa, czyli bogiem na ziemi. Tak się to
poukładało.
Te wszystkie
historie znajdujemy wyrysowane na ścianach i kolumnach świątynnych. Ahmed z
różnym skutkiem usiłował nauczyć nas ich odczytywania. Jako tako rozpoznajemy
na obrazkach Ozyrysa, Seta, Izydę i jej siostrę Neftydę, a już na pewno Horusa
i jego piękną małżonkę Hathor (najczęściej ma krowie rogi). Każda świątynia ma swoją charakterystyczną
triadę złożoną z najbardziej w niej czczonych bóstw. Tak czy inaczej, bardzo to
wszystko skomplikowane!
W każdym razie ten
chylący się ku zmierzchowi dzień był bardzo intensywny i z wielką ulgą
zakwaterowaliśmy się na czekającym na nas statku nilowym o dumnej nazwie ”
Princess Sarah II Miss World”. Dostaliśmy bardzo wygodną kajutę, zjedliśmy
dobrą kolację i mogliśmy odespać wrażenia i trudy minionego dnia.
Statki zacumowane są jeden obok drugiego. Jeżeli nasz state znajduje się przykładowo jako czwarty, trzeba przejść przez stojące bliżej brzegu pozostałe trzy :)
Statki zacumowane są jeden obok drugiego. Jeżeli nasz state znajduje się przykładowo jako czwarty, trzeba przejść przez stojące bliżej brzegu pozostałe trzy :)
Kolejnego dnia, po
również dobrym, bardzo urozmaiconym śniadaniu wybraliśmy wycieczkę
fakultatywną, gdzie pierwszym punktem programu było zwiedzanie Medinat Habu.
A tak wyglądała nasza dzienna rozpiska w gablotce na statku. Obok informacja dla grupy z Dalekiego Wschodu :)
Medinat Habu to zespół złożony ze świątyni Totmesa III i świątyni grobowej oraz pałacu Ramzesa III (XII wiek p.n.e.). Do najpiękniejszych należy tutaj Brama Południowa.
A tu Ahmed pokazał nam starożytną ubikację. Zaprojektowana świetnie :)
A tak wyglądała nasza dzienna rozpiska w gablotce na statku. Obok informacja dla grupy z Dalekiego Wschodu :)
Medinat Habu to zespół złożony ze świątyni Totmesa III i świątyni grobowej oraz pałacu Ramzesa III (XII wiek p.n.e.). Do najpiękniejszych należy tutaj Brama Południowa.
A tu Ahmed pokazał nam starożytną ubikację. Zaprojektowana świetnie :)
W tym miejscu
należy przypomnieć jeszcze kilka faktów z historii Egiptu. Za panowania
ostatnich Ramzesów nastąpił rozpad wyczerpanego długimi wojnami państwa. W tzw.
Okresie Późnym, nastąpił regres sztuki monumentalnej. Sztuka egipska zaczęła w
znacznym stopniu ulegać wpływom obcym. W powstałych po tym czasie budowlach
można zauważyć cechy zaczerpnięte ze sztuki asyryjskiej, perskiej i greckiej, a
w końcu rzymskiej.
Ostatni okres w
dziejach sztuki starożytnego Egiptu to zaznaczenie się wpływów chrześcijaństwa,
na tyle silnych, że niektóre egipskie świątynie przebudowano na kościoły, a w
jakiś czas potem, gdy po upadku cesarstwa rzymskiego i w wyniku arabskiego podboju
Egipt znalazł się w granicach świata islamu (642
rok n.e.), na meczety. Od tej też chwili wspaniałe ongiś budowle jęły popadać w
ruinę lub, rozebrane dla pozyskania budulca, znikać. Pustynne piaski też
zrobiły swoje.
W zwiedzanym
właśnie Medinat Habu w Okresie Późnym
powstała miejscowość Dżeme, będąca w pierwszych stuleciach naszej ery ważnym koptyjskim
centrum religijnym.
Następnie
pojechaliśmy do Dajr el Medina, wioski robotników budujących grobowce w Dolinach
Królów i Królowych.
Grobowce te nie
mogłyby przecież istnieć, gdyby nie wysiłek robotników pracujących przy ich
budowie. Wioska Dajr el Medina liczyła około 70 domów robotników. Domy były
budowane z suszonej cegły na kamiennych fundamentach. Każdy robotnik za swoją
pracę dostawał wypłatę. Mieli zapewnioną żywność, kosmetyki, narzędzia.
Robotnicy mieli również przywilej tworzenia własnych grobowców na stokach
wzgórz otaczających kotlinę, w której mieszkali. Nad wejściem do grobowca
budowali nieduże piramidy. Wewnątrz grobowce nie były już tak bogato zdobione i
dekorowane jak faraonów, a malowidła ścienne przedstawiały uroczystości
pogrzebowe faraonów bądź sceny zauważone w życiu. W niektórych grobowcach
malowidła zachowały się nad wyraz dobrze. Ahmed twierdzi, że absolutnie nikt
ich nie podkolorował.
Sporo tam biegało kotów, a ten przysiadł się do mnie. Co ciekawe, jest całkowicie taki sam, jak nasza kotka Sara, która nie żyje już od kilku lat. Kolejne życie Sary?
Sporo tam biegało kotów, a ten przysiadł się do mnie. Co ciekawe, jest całkowicie taki sam, jak nasza kotka Sara, która nie żyje już od kilku lat. Kolejne życie Sary?
Po opuszczeniu
wioski robotników przesiedliśmy się na motorówkę, która zawiozła nas na
bananową wyspę. O tej porze roku, gdy poziom Nilu nie jest wysoki, jest to
wprawdzie półwysep, ale bardzo malowniczy. Z bliska zobaczyć można rozległą
plantację bananów, dojrzewające banany, ich kwiatostany i malutkie zalążki
owoców. Egipskie banany są mniejsze niż te, które kupujemy w polskich sklepach,
ale znacznie słodsze i bardziej aromatyczne. Odwiedzamy także egipską wioskę, a
nawet zaproszeni jesteśmy do jednego z domostw. Na koniec czekał nas owocowy
poczęstunek złożony z bananów, pomarańcz i świeżych daktyli.
Wracamy na statek,
który powoli szykuje się do wypłynięcia z Luksoru w górę Nilu. W pokoju czekała
nas niespodzianka zgotowana przez ekipę sprzątającą.
Należy tutaj
nadmienić, że obsługa statku złożona była wyłącznie z mężczyzn. Codziennie
dekorowali nam kajutę takim ręcznikowym „origami”. Ja z kolei na pożegnanie
ułożyłam dla nich na łóżku serduszko z czekoladek Wawela. Niestety zapomniałam
zrobić zdjęcia…
Podczas rejsu
najlepiej korzystać z ciepłych słonecznych promieni, orzeźwiającego powiewu
wiatru i możliwości obserwowania różnorodnej roślinności na brzegach Nilu.
Pozdrawiały nas mijane statki, a na koniec zachwyt budził zachód słońca.
Niestety w Egipcie
sporo jest jeszcze do zrobienia w zakresie ochrony środowiska. Jest wielki
problem z utylizacją śmieci, które walają się niemal wszędzie. Jedynie
zamknięte ośrodki wypoczynkowe są czyste. A taki widok nad Nilem po prostu
przeraża! Już nawet na moim Górnym Śląsku taka „zadyma” należy do rzadkości.
Nocą dopłynęliśmy
do Edfu. To położone na zachodnim brzegu Nilu miasto liczy obecnie
sześćdziesiąt tysięcy osób. W starożytnym Egipcie było ośrodkiem kultu Horusa. Możliwa
obecnie do zwiedzenia świątynia nie należy do bardzo starych, gdyż jej
najpóźniejsza wersja ukończona została zaledwie 60 lat p.n.e. Jej budowę
rozpoczął w III wieku p.n.e. Ptolemeusz III. Na zdobieniach odcisnęły się więc
mocno wpływy rzymskie.
Aby uzmysłowić sobie jak głęboko starożytne obiekty były przysypane pustynnym piaskiem, pozostawiono część nowszych zabudowań.
Aby uzmysłowić sobie jak głęboko starożytne obiekty były przysypane pustynnym piaskiem, pozostawiono część nowszych zabudowań.
Dotrzeć do
kompleksu świątynnego można tylko dorożkami. Miejscowi woźnice absolutnie nie
godzą się, aby autokary dowoziły turystów. Ich zarobki są więc nieporównywalnie
duże, a i tak żerują dodatkowo na turystach wyłudzając datki na rzekomo głodne
konie. Konie faktycznie mają zabiedzone, ale tak bardziej na pokaz, dla
wzbudzenia litości.
Dorożką wracamy na statek, na obiad i płyniemy dalej, w kierunku Asuanu.
Zanim jednak dotarliśmy do Asuanu, późnym popołudniem zacumowaliśmy jeszcze w miejscowości Kom Ombo, miejscowości leżącej na szlaku prowadzącym z Nubii do Doliny Nilu.
Krótki spacer dzieli nas od nabrzeża do pozostałości świątyni pamiętającej czasy Totmesa III, następcy Królowej Hatszepsut. Świątynia poświęcona jest dwóm triadom, które tworzyli: Sobek, Hathor i Chonsu oraz Haroeris (Horus starszy), Taneset-nofret i Panebtaui. Cechą charakterystyczną świątyni jest wybudowanie dwóch głównych pomieszczeń obok siebie i szeregu drzwi dla każdej triady bóstw osobno. W kaplicy Hathor przechowywane są mumie krokodyli.
Jak
już wspominałam Egipcjanie, kiedy mieli problem, ustanawiali w tej sprawie nowe
bóstwo. Tak właśnie pojawił się kult Sobka – Boga Krokodyla. Sobek to opiekun
jezior, wody, symbol siły królewskiej. Najczęściej przedstawiany był jako
człowiek z głową krokodyla,
czasem jako krokodyl. Był synem bogini Neit należącej do Wielkiej Enneady. Egipcjanie wierzyli, że im więcej jest w Nilu krokodyli,
tym lepsze będą zbiory po wylewie tej rzeki. Aczkolwiek nadmiar krokodyli
stanowił dla mieszkańców wielkie niebezpieczeństwo, przed którym miał chronić
Sobek właśnie.
Kolejna
noc na statku, podczas której dotarliśmy do Asuanu, była znowu dość krótka. O
czwartej rano wyposażeni w suchy prowiant i zabrane z kajut poduszki
zapakowaliśmy się w autokar, aby drogą wiodącą przez pustynię dotrzeć do Abu
Simbel, najbardziej na południu położonych starożytnych świątyń. Świątynie
znane jako Wielka Świątynia Ramzesa II i Mniejsza Świątynia Nefertari,
wzniesiono w okresie panowania Ramzesa II.
Jak mówią podania, faraon pragnął na wieki upamiętnić czasy rządów swoich i królowej Nefertari oraz zaznaczyć, jak daleko na południe sięgało jego państwo. Uważa się, że prace związane z budową wielkiej świątyni zaczęły się w połowie 1200 roku p.n.e. i trwały ok. 20 lat. Budowa mniejszej świątyni została rozpoczęta nieco później.
Jak mówią podania, faraon pragnął na wieki upamiętnić czasy rządów swoich i królowej Nefertari oraz zaznaczyć, jak daleko na południe sięgało jego państwo. Uważa się, że prace związane z budową wielkiej świątyni zaczęły się w połowie 1200 roku p.n.e. i trwały ok. 20 lat. Budowa mniejszej świątyni została rozpoczęta nieco później.
Wejścia
do większej świątyni bronią cztery olbrzymie posągi przedstawiające Ramzesa II,
na których można wyraźnie dostrzec, że nosi on podwójną koronę Górnego i
Dolnego Egiptu. Są to postacie o wysokości 20 m. Niestety jeden z nich jest
mocno zniszczony (stracił głowę w wyniku jednego z trzęsień ziemi, które
nawiedzały Egipt parokrotnie w starożytności). Świątynia w Abu Simbel zawiera
piękne dekoracje ścienne przedstawiające króla jako wojownika. W sanktuarium faraon
nakazał uwiecznić się pomiędzy posągami bogów, którym świątynia jest
poświęcona. Świątynia została tak zaprojektowana, że dzięki odpowiedniej
lokalizacji na wschodnio-zachodnim zboczu słońce wpadające wczesnym rankiem
wspaniale oświetla posągi. Szczególnie było to widać w dwa dni w roku: 21 lutego
i 21 października. Słońce wpadające do świątyni oświetlało ogromnym blaskiem
sanktuarium z wyrzeźbionymi czterema posągami: Amona Re, Ramzesa II, Re –
Horachte i Ptaha. Po upadku imperium faraonów świątynia zniknęła pod piaskami
pustyni. Dopiero po 2000 lat Giovanni Battista Belzoniea odnalazł je.
Wielka Świątynia Ramzesa II
Wielka Świątynia Ramzesa II
Mniejsza Świątynia Nefertari
W latach sześćdziesiątych położone nad samym Nilem świątynie zostały zagrożone zniszczeniem z powodu projektu budowy nowej tamy w Asuanie (budowę pierwszej tamy ukończono w 1902 roku). Na początku budowę tamy miały wspierać finansowo Stany Zjednoczone, jednak po uznaniu przez Egipt Chińskiej Republiki Ludowej wycofały się z projektu. Z pomocą przyszedł Związek Radziecki. Według prognoz, zbiornik zaporowy powstały w wyniku budowy tamy, objąłby swym zasięgiem wiele zabytków starożytnego Egiptu, w tym Abu Simbel. Noszący dzisiaj nazwę Jezioro Nasera zbiornik ma długość 500 kilometrów.
Na świecie wybuchły protesty. Dzięki pomocy międzynarodowej UNESCO zdołało zgromadzić olbrzymie fundusze zdolne umożliwić przeniesienie świątyń Ramzesa. Warto nadmienić, że kwotę 400 000 dolarów przekazała Polska, plasując się na szóstym miejscu w rankingu darczyńców. Taką informację przekazał nam nasz przewodnik Ahmed. Miało to pewnie w tych czasach znaczenie propagandowe, lecz dziś miło to słyszeć.
Już
w 1960 rozpoczęła się operacja ratowania Abu Simbel. Od 1964 do 1968 roku
świątynie zostały dosłownie podzielone na kawałki i przeniesione 65 metrów
wyżej, tuż nad poziom tafli wody. W projekcie uczestniczyły również
zespoły geologów i inżynierów, ponieważ trzeba było odtworzyć wzgórza, w
których mieściły się świątynie. Projekt zakończył się sukcesem, przeniesione
budowle niemal w stu procentach odpowiadały pierwotnej wersji. Może o tym
świadczyć fakt, że słynny promień słońca nadal wpada do świątyni – zmieniły się
tylko daty – teraz jest to 22 lutego i 22 października. Koszt operacji wyniósł
w przybliżeniu 36 milionów dolarów.
Droga powrotna do
Asuanu obfitowała w jeszcze inne wrażenia. Mniej więcej w okolicy Zwrotnika Raka mogliśmy podziwiać najprawdziwsze zjawisko fatamorgany na pustynnym
horyzoncie i na szosie.
Po obiedzie
pojechaliśmy oczywiście zobaczyć z bliska tamę asuańską oraz znajdującą się tam
elektrownię. Zaspokaja ona 90% zapotrzebowania Egiptu na energię elektryczną.
Następnie
przesiedliśmy się na motorówkę, która zawiozła nas na wyspę Aklikija, na którą
przeniesiono zespół świątynny poświęcony Izydzie z wyspy File.
Nie obyło się bez oferty handlowej na motorówce :)
Przeniesienie świątyni było to również ogromnym przedsięwzięciem naukowców i archeologów aby uratować zabytki z wyspy. Budowa pierwszej Tamy Asuańskiej w 1902 r. spowodowała częściowe zalewanie świątyni przez 8 miesięcy w roku. Trzecie podwyższenie zapory w 1932 r. doprowadziło do prawie całkowitego zalania powierzchni wyspy. Odwiedzający to miejsce mogli pływać łodziami wokół częściowo wystających z wody zabytków. 40 lat później, gdy wybudowano Wielką Tamę, File groziło całkowite zatopienie. Zabytki z wyspy uratowano z inicjatywy międzynarodowych organizacji. Świątynie również zostały rozebrane na 47000 bloków skalnych, które oczyszczono z mułu i osadu i przetransportowano na wyspę Aglikija, na której przygotowano teren pod ustawienie zabytków.
Nie obyło się bez oferty handlowej na motorówce :)
Przeniesienie świątyni było to również ogromnym przedsięwzięciem naukowców i archeologów aby uratować zabytki z wyspy. Budowa pierwszej Tamy Asuańskiej w 1902 r. spowodowała częściowe zalewanie świątyni przez 8 miesięcy w roku. Trzecie podwyższenie zapory w 1932 r. doprowadziło do prawie całkowitego zalania powierzchni wyspy. Odwiedzający to miejsce mogli pływać łodziami wokół częściowo wystających z wody zabytków. 40 lat później, gdy wybudowano Wielką Tamę, File groziło całkowite zatopienie. Zabytki z wyspy uratowano z inicjatywy międzynarodowych organizacji. Świątynie również zostały rozebrane na 47000 bloków skalnych, które oczyszczono z mułu i osadu i przetransportowano na wyspę Aglikija, na której przygotowano teren pod ustawienie zabytków.
Budowę
świątyni Izydy rozpoczął Ptolemeusz II (285-246 r. p.n.e.). Świątynia powstawała
w ciągu 800 lat, w czasach ptolemejskich i rzymskich. Świątynia łączy więc elementy
architektury starożytnego Egiptu z architekturą grecko-rzymską.
Świątynia przez pewien okres służyła także wyznawcom kościoła koptyjskiego. Świadczą o tym wykute w wielu miejscach krzyże koptyjskie.
A tu był ołtarz
Świątynia przez pewien okres służyła także wyznawcom kościoła koptyjskiego. Świadczą o tym wykute w wielu miejscach krzyże koptyjskie.
A tu był ołtarz
Przed nami ostatnia noc na statku. Rano trzeba opuścić nasze wygodny kajuty i przygotować do zapowiadającego się męcząco powrotu do Hurghady. Czeka nas 550 kilometrów drogi przez pustynie i egipskie wioski.
Ale
zanim wsiedliśmy do autokaru popłynęliśmy typową nilową feluką do Ogrodów
Kitchener’a - botanicznej wyspy, gromadzącej najbujniejsze i najbarwniejsze
przykłady flory północnej Afryki.
Jedna z motorówek utknęła na mieliźnie...
Ogrody zostały założone przez lorda Kitchenera w 1899 roku.
Jedna z motorówek utknęła na mieliźnie...
Ogrody zostały założone przez lorda Kitchenera w 1899 roku.
Późnym wieczorem dotarliśmy do Hurghady na kolację, odwiedzając po drodze tradycyjną wytwórnię papirusu. A to jeszcze Asuan:
I trochę ujęć z drogi do Hurghady:
W Hurghadzie do południa można było skorzystać jeszcze z plażowania nad Morzem Czerwonym,
a potem już transfer na lotnisko i powrót do skutej mrozem Polski…
I trochę ujęć z drogi do Hurghady:
W Hurghadzie do południa można było skorzystać jeszcze z plażowania nad Morzem Czerwonym,
a potem już transfer na lotnisko i powrót do skutej mrozem Polski…
Długo słońce świeciło?
OdpowiedzUsuńCzy po 16.00 był już zachód?
Z żoną byliśmy na rejsie po Nilu (chyba najlepsza wycieczka jaką pamiętam :)), ale byliśmy w październiku :)
W Asuanie bylo wtedy 48 st. C w cieniu :)
Zachód słońca pod koniec stycznia zaczynał się tak jakoś po 17:00. Trochę nam przeszkadzały wiatry, ale ogólnie pogoda bardzo nam odpowiadała. Dobra do zwiedzania, dobra do wylegiwania się na słońcu. Jedynie kąpiel w basenie czy morzu - tylko dla odważnych :)
OdpowiedzUsuń