środa, 28 października 2015

Promontorium Magnum i nie tylko, czyli letnia podróż do Portugalii

Pierwszy śnieg mamy już za sobą, a letnie wyprawy wciąż nieuporządkowane. Najwyższy czas coś z tym zrobić. Tak więc do dzieła!
A byliśmy tym razem bardzo daleko, bo aż na zachodnim krańcu Europy. Postawiliśmy oczywiście stopę na Cabo da Roca, najdalej na zachód wysuniętym punkcie geograficznym Europy. 
Starożytni Rzymianie nazywali to miejsce Promontorium Magnum czyli Wielki Przylądek. Zanim Krzysztof Kolumb rzucił wyzwanie morzu i popłynął aby odkryć Amerykę, wierzono, że miejsce to jest końcem świata. Że dalej jest już tylko wielka woda…




Ale po kolei. Najważniejszym punktem tegorocznych wakacji był niewątpliwie pobyt w portugalskiej Fatimie, połączony z krótkim wypadem do Santiago de Compostela. Wygląda więc, że pielgrzymkowo. Jednak zapewniam, że nie tylko!
11 lipca, po transferze na warszawskie lotnisko,  polecieliśmy do Lizbony. W stolicy Portugalii byliśmy pod wieczór, więc tego dnia czekało nas już tylko zakwaterowanie w hotelu nieopodal lotniska.  Wieczorny spacer pozwolił jedynie na mały rzut okiem na biznesową część stolicy. Zwiedzanie Lizbony zaplanowane było na dzień następny.
Lizbona jest największym miastem Portugalii, którego aglomeracja liczy około  2 600 000 mieszkańców. Miasto położone jest na siedmiu wzgórzach przy ujściu rzeki Tag.
Czasu na zapoznanie się z portugalską metropolią nie mieliśmy zbyt dużo, więc należało to zrobić kompleksowo. Zaczęliśmy od punktu widokowego. Przed nami rozpościera się Park Edwarda VII, potem pomnik Markiza de Pombal i dalej Aleja Wolności. Markiz Pombal, wraz z siedzącym u jego boku lwem,  spogląda w stronę Tagu i na dzielnicę Baixa, której odbudowę nadzorował po wielkim trzęsieniu ziemi.








Jednak zanim zajrzymy do dzielnicy Baixa, zwiedzimy kościół św. Antoniego oraz znajdującą się na trasie słynnego żółtego tramwaju, Katedrę Se.
Kościół świętego Antoniego w Lizbonie, po portugalsku Igreja de Santo António de Lisboa, znajduje się w centrum Lizbony, w dzielnicy Alfama. Jest on poświęcony świętemu Antoniemu z Lizbony, który znany jest na całym świecie, jako św. Antonii z Padwy. Zgodnie z tradycją, kościół św. Antoniego został zbudowany na miejscu, gdzie święty się urodził w roku 1195. Tradycja mówi, że kościół ufundowały dzieci, za sumy zebrane za własnoręcznie wykonane ołtarzyki, które pozostawiały na progach domostw. Zwyczaj ten powtarza się 13 czerwca - w dniu Świętego Antoniego.























Budowę świątyni pod wezwaniem Santa Maria Maior de Lisboa górującej nad Alfamą nakazał pierwszy król Portugalii Dom Afonso I Henriques. Budowę rozpoczęto w 1150 roku w miejscu dawnego meczetu. W Katedrze znajdują się relikwie św. Wincentego, patrona Lizbony.










Spacerem docieramy na promenadę, z której można podziwiać rzekę Tag,








A teraz już dzielnica Baixa, będąca tą częścią Lizbony, która najbardziej ucierpiała na skutek trzęsienia ziemi w roku 1755. Składają się na nią dwa główne place Lizbony – plac Rossio oraz Plac Comercio. Dzielnica Baixa jest jedną z najchętniej odwiedzanych części Lizbony. Dzielnica rzeczywiście została odbudowana z wielkim rozmachem.

Przy jednym z kościołów zauważamy bardzo pomysłową toaletę publiczną z czasów dawnych :)












































Ważnym punktem jest Plac Rossio ze względu na kolumnę, która stoi pośrodku placu, a która przedstawia króla portugalskiego Pedro IV, jednocześnie pierwszego cesarza Brazylii Pedro I. Plac ten wyłożony jest charakterystyczną dla Portugalii kostką przypominającą fale. Od północnej strony na Plac spogląda Teatro National de Dona Maria II, z lat 40-tych XIX wieku.








Z dzielnicy Baixa przenosimy się w najbardziej na zachód wysuniętą część Lizbony, czyli do Belem.
Tu trzeba koniecznie spojrzeć na Torre de Belem (Wieża Betlejemska), z pewnością najbardziej rozpoznawalna budowla Lizbony. Wzniesiona została w latach 1515-1520 w stylu manuelińskim. Świadczą o tym liczne detale architektoniczne, m.in. wieżyczki, łuki okien, balkony i charakterystyczne motywy zdobnicze: przedstawiająca kulę ziemską rozeta (symbol Manuela I Szczęśliwego) oraz krzyż Templariuszy, którzy odegrali ważną rolę w portugalskich podbojach.


Następnie Mosteiro do Jeronimes (Klasztor i Kościół Hieronimów). Hieronimami określa się kongregacje żyjące zgodnie z regułą św. Augustyna. Charakterystyczny dla nich jest biały habit i czarny płaszcz. 

Klasztor został wybudowany w latach 1502-1551 na polecenie króla Manuela I Szczęśliwego po powrocie w 1501 roku Vasco da Gamy z jego historycznego rejsu do Indii, by upamiętnić tę podróż.




































Lizbona słynie nie tylko z przepięknych i ważnych zabytków oraz atrakcji turystycznych, ale również z ciasteczek Pasteis de Belem, czyli popularnych w całej Portugalii  babeczek, których nazwa poza Belem to pasteis de nata. To właśnie w dzielnicy Belem, według legendy, te ciasteczka się narodziły, a fabryka je produkująca, ulokowana jest tuż obok Klasztoru Hieronimimów, i sprzedaje ciasteczka Pasteis de Belem od 1837 roku. Niestety kolejka do słodkości była tak długa, że trzeba się było zadowolić tylko zdjęciami.








Oglądamy jeszcze Padrão dos Descobrimentos (Pomnik Odkrywców) - pomnik w kształcie karaweli odsłonięty w 1960 w pięćsetną rocznicę śmierci Henryka Żeglarza (stoi na czele ze statkiem w ręku), 


oraz Ponte 25 de Abril (Most 25 kwietnia), otwarty 6 sierpnia 1966 roku, powiększony w roku 1999. Długość: 2 277 metrów, wysokość wież 190 metrów, wysokość przęsła nad taflą wodną 70 metrów, most o 6 pasach ruchu dla samochodów i 2 liniach kolejowych. 


Opuszczamy przecudowną Lizbonę, obiecując sobie koniecznie powrót do tego miasta i udajemy się w kierunku Cabo da Roca. Miejsce okazuje się niezwykle interesujące. Tutaj… gdzie kończy się ziemia, a zaczyna morze… – tak pisał o Przylądku Roca portugalski poeta Luis de Camões. Cabo da Roca, jak wspominałam na początku, to najdalej na zachód wysunięty punkt Europy kontynentalnej. 





















Nie jest to miejsce bezpieczne okazuje się. Niespełna rok wcześniej, jak podawała portugalska prasa, „polskie małżeństwo spadło z klifu podczas wieczornego spaceru na przylądku Cabo da Roca koło miasta Sintra na zachodzie Portugalii - donosi tvn24.pl. Całe zdarzenie widziały ich dzieci! Rodzice byli w wieku ok. 40 lat, od kilku lat mieszkali w Lizbonie. Ich dzieci mają 5 i 6 lat. Portugalskie służby ratunkowe wydobyły ciała Polaków.”
My odwiedzamy również wspomnianą Sintrę, a potem jedziemy dalej, w kierunku Fatimy, głównego miejsca naszego stacjonowania.
















W Sintrze udało się spróbować słynnych ciasteczek i... wpaść w nałóg ich jedzenia :)



W Fatimie będziemy mieszkać w hotelu Vitoria. Hotel nowy, bardzo wygodny ze smaczną kuchnią. Do  bardzo urozmaiconej kolacji podają białe i czerwone wino w dodatku :)




Kto miał ochotę zdążył jeszcze na Różaniec Fatimski oraz uroczystą mszę międzynarodową odprawianą w późny wieczór każdego 12 dnia miesiąca.

Zaskoczyły nas temperatury portugalskie. Środek lipca, a wcale nie było tak gorąco, jak oczekiwaliśmy. Wieczorem to było wręcz zimno, bo termometr wskazywał zaledwie 13 stopni!






W poniedziałek po śniadaniu na pierwszy ogień Batalha - miasto i słynny Klasztor Dominikanów położone w dystrykcie Leiria.  Batalha liczy około 15 tysięcy mieszkańców, a jej historia ściśle związana z opactwem rozpoczęła się w 1388 roku wraz z początkiem budowy zespołu klasztornego. Nazwa Batalha wywodzi się od portugalskiego wyrazu oznaczającego bitwę - w domyśle zwycięską.
Mosteiro de Santa Maria da Victoria (Opactwo Matki Bożej Zwycięskiej) wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO w 1983 roku jest symbolem dumy narodowej Portugalczyków i demonstracją potęgi tronu Portugalii.





Zespół klasztorny w Batalha został ufundowany i wybudowany dla upamiętnienia zwycięskiej bitwy pod Aljubarrotą, w wyniku której Portugalia obroniła swoją niezależność od Kastylii.

Gospodarzami klasztoru od roku 1388 do 1834 roku, czyli do momentu kasaty zakonu byli Dominikanie. Budowa klasztoru trwała w latach 1385-1517 i objęła ramami czasowymi rządy 7 królów portugalskich. Pracami przy wznoszeniu kompleksu kierowało w tym okresie 15 architektów.


































W roku 1907 uznano klasztor za zabytek narodowy, w 1980 roku opactwo stało się muzeum.


Tego dnia w planie mieliśmy jeszcze odwiedzenie dwóch malowniczych miejscowości położonych w pobliżu Fatimy, czyli  Ourém  oraz Tomar.

Główną historyczną atrakcją tej pierwszej jest potężny Zamek Ourém.
Jednak wspinając się malowniczymi uliczkami do fortyfikacji mieliśmy kolejny dowód na to, że Portugalia nie bez przyczyny nazwana jest ogrodem Europy. Pięknie kwitnące kwiaty dosłownie zapierały dech w piersiach.














Fortyfikacje w Ourém istniały już za czasów muzułmańskiej dominacji. Chrześcijanie odzyskali ten obszar w 1136 roku, a w 1178 król Portugalii Afonso Henriques podarował włości swojej trzeciej córce księżniczce Teresie. Miasto rozkwitło w XV wieku pod panowaniem hrabiego Afonso, który przebudował staroświecki zamek wg mody włoskiej.
















Należy przy tej okazji wspomnieć o legendzie powstania nazw miejscowości Ourém oraz pobliskiej Fatimy. Historię tę opowiada brat Bernardino de Brito w Kronice Zakonu Cystersów. Otóż chrześcijański rycerz Gonçalo Hermigues  i jego towarzysze porwali w 1158 roku mauretańską księżniczkę o imieniu Fatima. Rycerz zabrał Fatimę do małej wioski w niedawno utworzonym Królestwie Portugalii, w górach Serra de Aire. Księżniczka zakochała się w rycerzu i zdecydowała się zostać  chrześcijanką, przyjmując imię Oureana. Pobrali się i księżniczka otrzymała w prezencie miasto, które nazwała Ourm. Nazwa pobliskiej Fatimy jest prawdopodobnie także związana z tą legendą.

Z kolei Tomar słynie przede wszystkim z położonego tu zespołu klasztornego Convento de Cristo, portugalskiej siedziby Templariuszy i Zakonu Chrystusowego, będącego po części wzorcowym przykładem sztuki manuelińskiej. Klasztor ten w 1983 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.










































W Tomarze co cztery lata odbywa się święto ludowe Festa dos Tabuleiros. Mieliśmy szczęście, że akurat w tym roku obchodzono to święto dokładnie poprzedniego dnia, w niedzielę.






Festa dos Tabuleiros, czyli Święto Koszy,  należy do tych najbardziej kolorowych i widowiskowych. Zarówno Tomar, jak i cała okolica, już kilka tygodni wcześniej przygotowują się do tego barwnego wydarzenia. Festa dos Tabuleiros to przede wszystkim mnóstwo kwiatów – zarówno tych prawdziwych, jak i bibułkowych,
którymi ozdabia się całe miasteczko. Przystrojone, kolorowe ulice, udekorowane balkony i okna oraz wielobarwne girlandy wiszące tuż nad głowami – oto podstawowe elementy Święta Koszy. Jedną z wielu atrakcji jest Ruas Populares Ornamentadas, czyli konkurs na najpiękniejszą ulicę, Mieszkańcy uliczek Tomar prześcigają się zatem w pomysłach. Mieliśmy okazję to wszystko zobaczyć w pełnej krasie. W dodatku spokojnie, bez tłumów, bo mieszkańcy najwyraźniej odsypiali wczorajsze święto.






















Podczas obchodów Święta Koszy odbywają się także widowiskowe procesje. W Cortejo dos Tabuleiros bierze udział 400 ubranych w białe suknie kobiet. Każda z nich niesie na głowie kosz, z przymocowaną doń olbrzymią kwiatową konstrukcją. Na jej szczycie znajduje się korona z białą gołębicą, która symbolizuje Ducha Świętego. Takie kwieciste kosze ważą ok. 15 kg i są bardzo wysokie. Kobiety i dziewczęta znoszą jednak dzielnie ten 4-godzinny pochód.




Święto Koszy to prawdopodobnie część pogańskiej tradycji. Jego obecny kształt (na cześć Ducha Świętego), zapoczątkowała święta królowa Izabela Aragońska.

Kolejny dzień miał upłynąć pod znakiem ponownego spotkania z Oceanem Atlantyckim w coraz bardziej znanej perełce wypoczynkowej Portugalii, w Nazaré. Planowane było nawet plażowanie nad wielką wodą. Jednak pogoda nie dawała nadziei na zrealizowanie tego ostatniego planu, było raczej mglisto i dość wietrznie.

Jednak zanim dotarliśmy do Nazaré, pojechaliśmy do innego znanego w Portugalii miejsca, do Alcobaca. Słynące ze swojego cysterskiego klasztoru miasto zlokalizowane jest w dolinie utworzonej przez dwie rzeki: Rio Alcoa i Rio Baca i od nich wywodzi się nazwa Alcobaca.
Klasztor Cystersów, którzy przybyli do Portugalii w 1138 roku, ufundował w 1153 roku Afonso I Henriques dla upamiętnienia swojego zwycięstwa nad Arabami pod Santarem  w 1147 roku. Był także symbolicznym prezentem portugalskiego władcy dla opata Bernarda z Clairvaux.









Opactwo szybko stało się ośrodkiem nauki, kultury, polityki a nawet nowoczesnej agronomii. Już w 1269 roku uruchomiono szkołę przyklasztorną, zaś tutejsza biblioteka rękopisów była jedną z największych w Portugalii. Jednak opływający w bogactwa braciszkowie z upływem stuleci zaczęli prowadzić ekstrawagancki i wystawny tryb życia. Upadek i zepsucie moralne nie licowały z regułą cysterską. Klasztor tonął coraz głębiej w oparach wina i rozpusty. W 1810 roku stacjonujące tu wojska francuskie zdewastowały kompleks i wywiozły m.in. bibliotekę. Kolejne zniszczenia i grabież miały miejsce w czasie wojny domowej w 1834 roku. Wtedy też usunięto stąd zakonników. 


















W należącym do zespołu klasztornego Kościele Matki Bożej Zwycięskiej uwagę przyciągają grobowce słynnej i nieszczęśliwej pary kochanków: Ines de Castro (1325-1355) i króla Pedro I (1320-1367) z XVI wieku. Kościół jest największą średniowieczną budowlą sakralną na terenie Portugalii (106 m długości i 20 m wysokości, licząc od wewnątrz) i był pierwszą gotycką budowlą w tym kraju.














Współcześnie pocysterskie opactwo to nie tylko historia. Stanowi ono „przytulisko” dla portugalskich artystów, którzy w gotyckich wnętrzach prezentują swoje inspiracje zwane obecnie często instalacjami. Ciekawe zjawisko…




















A tutaj już Nazaré. Pięknie położony nad ujściem rzeczki o tej samej nazwie, pomiędzy Cabo Carvoeiro i Cabo Mondego ośrodek wypoczynkowy i kąpielisko morskie, sięga swymi korzeniami do maleńkiej osady rybackiej istniejącej w tym miejscu od około 3 tysięcy lat (od czasów pobytu tu Fenicjan). 
Historyczna, pierwotna osada znajdowała się w O Sitio (obecne Stare Miasto), położonym nad urwistym brzegiem, na wysokości przekraczającej 100 m n.p.m. Ta część jest pozostałością czasów, w których piraci algierscy, francuscy, angielscy i holenderscy najeżdżali te okolice aż do wieku XIX. Dominuje tutaj Igreja de Nossa Senhora da Nazare, kościół pierwotnie wzniesiony jako gotycki w 1377 roku, natomiast w XVIII wieku został gruntownie przebudowany w stylu barokowym. 












Z urwiska rozciąga się przepiękny widok, m.in. na Praia da Nazaré, plażę, zalewaną wysokimi falami Oceanu i ciągnącą się wzdłuż niej dzielnicę A Praia. Tu zjedliśmy posiłek, oczywiście owoce morza!
















Popołudnie tego pięknego dnia, który zdołał się jednak rozpogodzić, spędziliśmy w uroczym miasteczku Óbidos.  Początki Óbidos (czyt. óbidusz), położonego 85 km na północ od Lizbony, sięgają 308 r. p.n.e., kiedy to Celtowie założyli tu niewielką osadę. Później nastali Rzymianie, po których pozostały fragmenty forum, bazylika, archiwum miejskie, a nawet sklepy. To oni nadali miastu dzisiejszą nazwę, wywodzącą się od łacińskiego słowa oppidum, oznaczającego cytadelę lub ufortyfikowane miasto. W średniowieczu przybyli tu Maurowie, którzy wznieśli na wzgórzu ogromny zamek, a po rekonkwiście Óbidos przeszło w ręce chrześcijan, odbite w 1148 r. przez króla Alfonsa I Zdobywcę.
Niezwykłość tego miejsca polega na tym, że można je zwiedzać chodząc po murach obronnych. Wrażenie niesamowite.




















Będąc w Obidos koniecznie trzeba spróbować Ginja – likieru podawanego w czekoladowych kieliszkach, a kto ma szczęście, może trafić na Międzynarodowy Festiwal Czekolady organizowany corocznie w marcu. My niestety przybyliśmy tutaj w lipcu :(




W miasteczku jest kościół Santa Maria, gdzie w 1441 roku odbył się ślub przyszłego króla Alfonsa V z jego kuzynką - Izabelą. Nic nadzwyczajnego by w tym nie było, gdyby nie fakt, że pan młody miał 10 lat, a pani młoda jedynie 8. 





W tym miejscu wypada przypomnieć, że nasza grupa cały czas nocuje w Fatimie, co rano i wieczór spoglądając na Sanktuarium Maryjne. 


Nadszedł więc dzień, kiedy mieliśmy zaplanowane zwiedzanie miejsc związanych z Objawieniami Fatimskimi. Uważa się, że siła przesłań związanych z tymi objawieniami stawia Sanktuarium na pierwszym miejscu wśród sanktuariów maryjnych na świecie.
Fatima liczy obecnie 8 tysięcy mieszkańców, a jego rozwój po 1917 roku i przekształcenie z rolniczej osady w prężne miasteczko jest ściśle związany z Objawieniami. Prawa miejskie Fatima otrzymała dopiero w 1977 roku. W 1929 roku powstał tutaj pierwszy hotel. Dzisiaj funkcjonuje 15 domów zakonnych męskich i 67 domów zakonnych żeńskich. Baza noclegowa dla pielgrzymów i turystów liczy 10 000 miejsc.





Przyklasztorny Ogród Biblijny







Po śniadaniu pojechaliśmy naszym autokarem przede wszystkim do Aljustel, gdzie urodziły się dzieci, którym objawiła się w 1917 roku Matka Boża. Kierunek wskazują figury pastuszków.


W Aljustel można zwiedzać domostwa Hiacynty i Franciszka... 






... oraz Łucji



















Mogliśmy zobaczyć tak ważne  miejsce, jak Cova da Iria (Kotlina Pokoju), bo tak nazywano pola należące do rodziny Łucji. Matka Boża objawiła się na rosnącym tu dębie ostrolistym. Dzisiaj miejsca te uświęcone są stacjami Drogi Krzyżowej, zatopionymi w zieleni pomnikami maryjnymi, kaplicami. Jest cicho i dostojnie.




















Miejsce spotkania dzieci z Aniołem, rok przed Objawieniami




Po powrocie do Fatimy, już indywidualnie, zapoznaliśmy się bliżej z obiektami sakralnymi wchodzącymi w skład Sanktuarium. Na ogromnym placu najważniejszym miejscem tej sakralnej przestrzeni jest Kaplica Objawień, gdzie każdego roku od maja do października około godziny 21 odbywa się nabożeństwo różańcowe połączone z procesją, w której niesiona jest figura Matki Bożej. 


Z prawej strony kaplicy wznosi się raczej skromna neobarokowa Bazylika Matki Bożej Różańcowej. Jej budowę rozpoczęto 13 maja 1928 roku, zaś konsekracji dokonano 7 października 1953 roku. Niestety nie mogliśmy obejrzeć wnętrza świątyni z powodu trwającego remontu. Dostępne były tylko kaplice upamiętniające dwójkę świadków objawienia: Hiacyntę i Franciszka.









Na placu sanktuaryjnym zobaczyć można także Monument Przenajświętszego Serca Jezusowego z 1932 roku - w centrum, Święty Krzyż w południowej części, który upamiętnia Rok Święty 1951, pomnik Pawła VI, pomnik Piusa XII i Jana Pawła II oraz pomnik biskupa da Silvy.








Fragment muru berlińskiego ofiarowany jako wotum



6 czerwca 2004 roku zaczęto wznosić ogromny Igreja da S. Trindada (Kościół Świętej Trójcy) przy końcu Placu Sanktuarium. Kamień węgielny został podarowany przez Jana Pawła II, a był nim fragment grobu św. Piotra. 
Kościół ma 95 m długości, 115 m szerokości i 20 m wysokości. Jego wnętrze jest nachylone amfiteatralnie, dzięki czemu ołtarz jest dobrze widoczny z każdego miejsca. W prezbiterium jest miejsce dla ok. 100 księży-koncelebransów i ok. 9000 dla wiernych. W kościele są 3 kaplice: Najświętszego Serca Jezusowego, Niepokalanego Serca Maryi i Zmartwychwstania Jezusa.








W kaplicach odprawiane są często Msze Święte dla przybywających do Fatimy grup pielgrzymkowych. Część z nas miała okazję uczestniczyć we mszy pielgrzymów z Kamerunu. Było to przeżycie pełne efektów wszelakich: kolor, śpiew, ruch i w ogóle pięknie.





Ogromne wzruszenie ogarnia, gdy patrzy się na pielgrzymów posuwających się na kolanach po specjalnie przygotowanej pętli prowadzącej od Kościoła Św. Trójcy do Kaplicy Objawień oraz wokół niej. Najczęściej są to ludzie chorzy, których wspierają najbliżsi. Tyle w tym nadziei i wiary…


Obok Kaplicy Objawień znajduje się także specjalnie przygotowane miejsce, gdzie spala się świece lub woskowe odlewy dotkniętych chorobą części ciała. Taki panuje tutaj zwyczaj.






Na kolejny dzień zaplanowany został wyjazd do ważnej historycznie i współcześnie Coimbry. Miasto założyli Rzymianie i nazwali je Eminium. Pozostawało jednak w cieniu sąsiedniej osady o nazwie Conimbriga i od niej, dużo później, wzięło swoją nazwę - Coimbra. Po upadku Rzymu miasto pozostawało pod panowaniem Swewów, Wizygotów, a potem Arabów i zostało odzyskane przez chrześcijan w XI wieku. W 1139 roku pierwszy król Portugalii Afonso I Henriques przeniósł tu z Guimaraes stolicę rodzącego się państwa portugalskiego. Miasto pełniło tę rolę do 1256 roku.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Starego Klasztoru św. Klary, założyła święta Elżbieta Portugalska, żona króla Dinisa. Z miejsca tego rozciąga się w całej okazałości panorama Coimbry po drugiej strony rzeki Mondego.








W 1290 roku Coimbra stała się formalnie początkową siedzibą pierwszego uniwersytetu w kraju. Do tego uniwersytetu skierowaliśmy nasze pierwsze kroki.




Ten najstarszy w Portugalii Uniwersytet stoi na wzgórzu Velha Alta. Kilkakrotnie był przenoszony do Lizbony i powracał do Coimbry, aby wreszcie w 1537 roku zadomowić się tu na stałe w budynkach Pałacu Królewskiego. Początkowo wykładano tu tylko teologię, medycynę oraz prawo kanoniczne i cywilne. W XVIII stuleciu Markiz de Pombal rozszerzył listę kierunków studiów. Symbolem Uniwersytetu jest Kozia Wieża. Koza to dzwon o dziwacznym dźwięku, podobnym do beczenia tego zwierzęcia. Dzwon ten zwoływał studentów na wykłady. Wieża ta to ex libris miasta. Jest widoczna prawie z każdego miejsca w Coimbrze.


















Zajrzeliśmy także do Starej Katedry... 






... oraz do wielokrotnie przebudowywanego Kościoła Św. Krzyża i spacerem zeszliśmy ze wzgórza przez Stare Miasto. 










































Po drodze czekała nas niespodzianka. Mieliśmy możliwość wysłuchania niedługiego, ale zachwycającego koncertu fado.
Fado, gatunek muzyczny, który zapoczątkowany został w Portugalii, to melancholijna pieśń wykonywana przez jednego wokalistę przy akompaniamencie dwóch gitar. Nazywane jest czasami portugalskim bluesem. Źródła potwierdzają jej istnienie dopiero od 1838 roku, lecz niektórzy twierdzą, że ta smutna i nostalgiczna muzyka narodziła się już siedem wieków wcześniej, gdy na Wzgórzu Zamkowym w Lizbonie mieszkali Arabowie. Pochodzenie słowa nie jest do końca wyjaśnione. Fado ma wiele znaczeń i sensów. Może być odczytywane na wiele sposobów. To zarówno przeznaczenie, jak i nieszczęście. Tematem przewodnim pieśni jest przede wszystkim cierpienie tego, który śpiewa, jednak gdzieś na dnie każdej pieśni czai się optymizm. 

Istnieją dwa podstawowe rodzaje klasycznego fado: fado z Lizbony (śpiewane zarówno przez mężczyzn jak i kobiety) i śpiewane wyłącznie przez mężczyzn fado z Coimbry. I to ostatnie potwierdzamy.










W tym momencie konieczna jest informacja, iż w trasę do Coimbry wyruszyliśmy wraz z naszymi bagażami, opuszczając wygodny hotel w Fatimie. Naszym punktem docelowym ma być bowiem słynne hiszpańskie Santiago de Compostela. Santiago uważane jest za miejsce spoczynku apostoła Jakuba Większego. Z tego powodu od wieków jest ono celem licznych pielgrzymek, a europejskie szlaki, prowadzące do Santiago de Compostela, nazywane są drogami św. Jakuba, często także po hiszpańsku Camino de Santiago.
Myślę, że nie jestem wyjątkiem, którego ciekawość Jakubowego szlaku została zainspirowana debiutancką powieścią brazylijskiego pisarza Paulo Coelho o jednoznacznym tytule (polskim) „Pielgrzym”. 
W młodości Coelho poznał różne religie i praktyki duchowe. Był hippisem, podróżował, próbował wszystkiego i... głęboko w sercu chował marzenia o pisaniu. Przełomem w jego życiu była odbyta w 1968 r. pielgrzymka do hiszpańskiego sanktuarium Santiago de Compostela. "Mistyka tego miejsca wywołała we mnie taki wstrząs, że musiałem to opisać" - wspomina pisarz. Tak powstał Pielgrzym. 
Wielu zapewne czytelników powieści powzięło podobny plan i wytrwale dąży do jego realizacji. Dla nas miał to być taki, na początek, rekonesans.

Po przekroczeniu granicy portugalsko – hiszpańskiej zatrzymaliśmy się na krótki postój w starym galicyjskim miasteczku Pontevedra. 


















Bazylika Santa Maria la Mayor








W tej miejscowości, leżącej na jednym z Jakubowych szlaków, można było zaopatrzyć się w symbol Camino, czyli muszle św. Jakuba.  


Iglesia de la Peregrina






Muszla jest symbolem wszystkich pielgrzymów podążających Drogą Świętego Jakuba. Pielgrzymi niosą ją na plecakach, na torbach przytroczonych do rowerów, lub zawieszają na sznurze na szyi. 


Muszlą świętego Jakuba oznakowane są kamienie i żółte z błękitnym tłem tablice wyznaczające trasę pielgrzymki. 


Według jednej z legend po męczeńskiej śmierci apostoła jego uczniowie: Atanazjusz i Teodozjusz, mieli przewieźć jego ciało do Hiszpanii i pozostawić je w pobliżu Iria Flavia (obecnie Pontevedra). W czasie przewożenia ciała miało ono wpaść do wody. Uczniowie szybko wydobyli je na brzeg i zauważyli, że oblepione zostało muszlami przegrzebków. Sprowadzone do Iria Flavia relikwie świętego wkrótce zaginęły, a miejsce pochówku zostało okryte tajemnicą. Dopiero po ośmiu wiekach od tamtych wydarzeń wyszła na światło dzienne wiedza o miejscu grobowca apostoła. Około 813 roku miała się wydarzyć niezwykła historia. Legenda opowiada o pustelniku Pelayo (Pelagiusz), który zobaczył gwiazdy spadające na wzgórze. Tam odnaleziono grób świętego męczennika, a ku jego czci wzniesiono kościół, wokół którego powstała osada zwana Como Postolo (Jakub Apostoł) lub Campus Stellae (Pole Gwiazdy), później przekształcone na Compostela. 
Średniowieczny Codex Calixtinus podkreślał znaczenie muszli pielgrzymiej, kształtem przypominającej otwartą dłoń, mającą stanowić symbol otwarcia na dobre dzieła. 
Apostoł zyskał także przydomek Matamaros, czyli „Pogromca Maurów”. To jego posłannictwu przypisywano zwycięstwo w mitycznej bitwie pod Clavijo. Legenda głosi, że św. Jakub ukazał się na czele wojsk chrześcijańskich na białym rumaku z mieczem w dłoni. Od tego miecza wywodzi się Krzyż św. Jakuba, koloru czerwonego, którego ramiona przypominają głownię miecza. Św. Jakub został otoczony wielką czcią i nazywany tytanem wiary. Stał się pierwszym patronem Hiszpanii i Portugalii. Za swego patrona uznali go podróżni, sieroty, hospicja, szpitale oraz pielgrzymi, a Santiago de Compostela, obok Ziemi Świętej i Rzymu, stało się jednym z najczęściej odwiedzanych sanktuariów chrześcijaństwa.

W Santiago zatrzymaliśmy się w bardzo wygodnym hotelu na obrzeżach miasta i następnego dnia w godzinach dopołudniowych dotarliśmy na plac przed Katedrą. Niestety jedna z wież jest ciągle w remoncie, co nie pozwala na zrobienie efektownych zdjęć tej świętej budowli. Na placu słychać co chwilę okrzyki radości grup pielgrzymkowych, które tutaj kończą szczęśliwie swoją Camino. Oj zazdrość bierze… Ale może kiedyś i my dojdziemy tu pieszo?
















Dużo wcześniej weszliśmy do Katedry, aby zająć sobie siedzące miejsca na mszę, która odprawiana jest codziennie w samo południe.














Jeśli ktoś miał jakąś ważną sprawę, to mógł ustawić się w kolejce do obejmowania św. Jakuba. Podobno jak się św. Jakuba obejmie, to można potem prosić o wstawiennictwo w swej sprawie.



Oglądając wnętrze katedry Santiago nie można nie zauważyć wielkiej srebrnej kadzielnicy – Botafumeiro. 




Jest ona wykonana ze srebra i waży ok. 60 kg. Kadzielnica pochodzi z dawnych czasów, w których pielgrzymi nie za bardzo mieli warunki, by przed wejściem do świątyni doprowadzić się do odpowiednio wysokiego poziomu higieny. Dzięki Botafumeiro "naturalny zapach" pielgrzymów był mocno przygłuszony.
Dziś kadzielnicę puszcza się w ruch tylko przy wielkich uroczystościach lub na specjalne życzenie po złożeniu sowitej ofiary. Mieliśmy szczęście, że tego dnia w Santiago gościła bardzo zamożna pielgrzymka z Australii i takie właśnie życzenie miała.

Myślę, że ten znaleziony w necie film odda ogrom doznań jakie daje widok kadzielnicy w ruchu.

Po mszy był czas na zwiedzanie Starego Miasta, okolicznościowej wystawy, zakupy pamiątek i posiłek. W moim przypadku była to oczywiście paella, której fanką jestem od pierwszego z nią spotkania podczas podróży do Katalonii kilka lat temu.











Stroje członków hiszpańskiej Świętej Inkwizycji


I jeszcze zdjęcia z miasta


Pomnik dwóch krawcowych żyjących w czasach generała Franco. Na znak protestu miały się ubierać bardzo kolorowo, a nie było to w tym okresie dobrze widziane.


Próbowałam jakoś artystycznie sfotografować remontowaną Katedrę Santiago :)












Do hotelu wróciliśmy pieszo, pokonując kawałek Jakubowego szlaku, choć w kierunku odwrotnym.

Niestety nie możemy dłużej gościć u Świętego Jakuba, musimy wracać do naszej bazy w Fatimie i następnego dnia ruszać do Lizbony, na lotnisko.
W drodze powrotnej zatrzymujemy się na dłuższy postój w Porto, miejscu urodzenia słynnego Henryka Żeglarza. Henryk Żeglarz (1394-1460) wcale nie był żeglarzem. Był trzecim synem portugalskiego króla Jana I Dobrego i Filipy Lancaster. Choć sam nie żeglował, to był faktycznie twórcą potęgi floty portugalskiej. Organizował i finansował jej rozwój, był inicjatorem kolejnych wypraw. Henryk Żeglarz był Wielkim Mistrzem Zakonu Rycerzy Chrystusa. Miał dzięki temu możliwości inwestowania w portugalskie wyprawy morskie. Była to zresztą bardzo opłacalna dla Portugalii inwestycja. W Porto, w dzielnicy Ribeira, znajduje się pomnik, na którym Henryk Żeglarz prawą ręką pokazuje kierunek zachodni (na morze),  a lewą trzyma przy globusie. 
Jednak kilkugodzinny pobyt w Porto rozpoczęliśmy od spaceru po parku - ogrodzie João Chagas nieopodal Pałacu Sprawiedliwości. Park został założony w XIX wieku. Z tego okresu pochodzi drzewostan oraz najstarsze rzeźby ogrodowe. Nas bardzo zainteresowały postaci rozmieszczone na czterech ławkach, a są to wykonane już w obecnym stuleciu posążki „Trzynastu śmiejących się z siebie” rzeźbiarza  Juana Muñoza.












To ostatnie to już nie rzeźba :)
Z kolei po przeciwnej stronie ulicy znajduje się bardzo intrygujący pomnik portugalskiego pisarza Camilo Castelo Branco (1825-1890) trzymającego w ramionach nagą kochankę Anę Placido. Historia ich romansu była bardzo burzliwa i pełna kontrowersji.

Z okien autokaru oglądamy Torre dos Clerigos i Igreja dos Clerigos (Wieżę i Kościół Kleryków). Barokowa wieża jest symbolem Porto. Panoramę Porto wraz ze słynną wieżą możemy podziwiać z placu katedralnego, który był kolejnym punktem naszego zwiedzania. Sama katedra wzniesiona została na przełomie XII i XIII wieku w stylu romańskim jako kościół obronny.













Wnętrze Katedry













Spacerem zeszliśmy do dzielnicy Ribeira, gdzie mogliśmy m. In. zobaczyć wspomniany wcześniej pomnik Henryka Żeglarza oraz dom, w którym się urodził. 





Obejrzeliśmy także wnętrze kościoła Świętego Franciszka (Igreja de São Francisco), który jest najwspanialszym gotyckim zabytkiem i jedynym prezentującym ten styl kościołem w mieście. Jego wnętrze to drewniane rzeźby w całości pokryte złotem.









Mieliśmy także okazję pobuszować po sklepach zlokalizowanych w tej dzielnicy...

















 ... i dokonać zakupu wywodzącego się z doliny rzeki Duero słynnego trunku, czyli Porto. 
Historia i sposób produkcji Porto są dosyć ciekawe. Jak większość wynalazków, wino to zostało stworzone z potrzeby chwili. Otóż w  wieku XVII Francja była w stanie wojny z Anglią i embargo nałożone przez Anglików na wina francuskie stworzyło szansę na import win z Portugalii, z którą Anglia żyła w zgodzie od początku XVII wieku. W ten sposób importerzy angielscy udali się pierwszy raz po trunki do północnej Portugalii. Ale wina okazały się za słabe i nie wytrzymały trudów transportu. Dlatego postanowiono, że trunki będą magazynowane w beczkach po whiskey, stąd Porto jest winem wzmacnianym. Obecnie procenty tego trunku nie zależą już od beczki, a od producenta. Jednak smak Porto zachował swoją niepowtarzalność. W zależności od tego jak wino powstało możemy podzielić je na kilka kategorii. Najbardziej popularne z nich to Ruby, Tawny,  White Port, Vintage, Crusted Port, Colheita i jeszcze kilka odmian.

Niewątpliwie atrakcjami turystycznymi Porto są również jego mosty.
Szczególnie ważny jest Ponte D. Luis I, który łączy Porto z Vila Nova de Gaia. Zaprojektował go Belg Teofil Seyrig, uczeń Gustawa Eiffela. Ten dwukondygnacyjny most o długości 172 m i 44,6 m wysokości został otwarty w 1866 roku. 

Nie można także pominąć gratki dla fanów piłki nożnej, czyli stadionu FC Porto, który także widzieliśmy jedynie z okien autokaru.

W sobotni wieczór wróciliśmy do naszej znajomej Fatimy, gdzie ostatnią przed powrotem noc spędziliśmy w pachnącym nowością apartamentowcu.  Bardzo wygodny, polecam.


Następnego dnia przejazd na lizbońskie lotnisko i pożegnanie skąpanej w słońcu Portugalii.

 Trasę lotu można było obserwować na wysuwanych monitorkach i wydawało się, że lecimy jakoś okrężnie. 



W Warszawie okazało się, że nad Europą szalały silne burze, które piloci musieli jakoś omijać. Właściwie to cudem wylądowaliśmy na Okęciu, gdyż okazało się, że dokładnie pół godziny wcześniej skończyła się wielka nawałnica, która poczyniła duże szkody w stolicy i okolicy. 



Najwyraźniej Matka Boska Fatimska nad nami czuwała!