środa, 25 kwietnia 2018

Kamieniec z ukrytym skarbem templariuszy?


Realizując kolejny punkt planu wycieczek po zamkach i pałacach Śląska, który powstał przy okazji Ogólnopolskiej Jubileuszowej Sesji Popularno-Naukowej Przewodników Turystycznych PTTK, pojechaliśmy do Kamieńca.


Jest to wieś sołecka leżąca na terenie powiatu tarnogórskiego, w gminie Zbrosławice. Dawna nazwa wsi to Kaminietz, a w latach 1936 – 1945: Dramastein, czyli kamień rzeki Dramy (dopływ Kłodnicy). Miejscowość wymieniana była już w XIII wieku, jako Kamen, a jej historia sięga prawdopodobnie czasów kultury łużyckiej 650 lat p.n.e.
Wjeżdżając do centrum Kamieńca zauważa się dwa najważniejsze tutejsze obiekty: zamek (obecnie raczej pałac) założony prawdopodobnie przez templariuszy 


i kościół Narodzenia św. Jana Chrzciciela. 


Obie budowle, na modłę średniowieczną, wzniesione są na sąsiadujących wzgórzach.
Kościół konsekrowany był na początku XV wieku. Przebudowany został w drugiej połowie XIX wieku. Współcześnie również wymagał remontu z powodu pożaru w 1984 roku.






W tym też miejscu templariusze mieli zbudować swój pierwszy drewniany zamek, a Mistrz Hermann von Salza na przełomie XII i XIII wieku ukrył swoje skarby.
Kościół otoczony jest cmentarzem ze starymi,  a także współczesnymi, miejscami pochówku. 










Bardzo interesujące są także zewnętrzne kaplice.






Probostwo w Kamieńcu


Jeśli chodzi o obecny pałac w Kamieńcu, to jego pierwszym wymienionym z nazwiska budowniczym po templariuszach, był wywodzący się z Czech Jan Kokorz. W XVI wieku wybudował on renesansowy zamek na ruinach istniejącego tu wcześniej obiektu, wzniesionego przez templariuszy.

W XVIII wieku ówcześni właściciele, rodzina von Löwenckrona, nadała budowli styl barokowego pałacu, natomiast kolejni właściciele, rodzina Strachwitzów przebudowała go w stylu neorenesansowym.

Obecny wygląd pałac zawdzięcza ostatnim przedwojennym właścicielom, czyli rodzinie Stolberg.








Niestety obiekt nie jest udostępniony do zwiedzania, gdyż mieści się w nim Ośrodek Rehabilitacyjno – Leczniczy dla Dzieci. Piękne przeznaczenie, ale choć trochę można by uchylić drzwi, przynajmniej do kaplicy pałacowej Narodzenia Pańskiego, albo chociaż do parku wpuścić. Z dostępnych opisów wynika, że jest co oglądać…






Na terenie należącym do pałacu znajduje się bardzo interesująca budowla zwana „Mysią Wieżą”. Tę prostokątną wieżę z dzikiego kamienia i cegły długo uważano za obserwatorium astronomiczne. Dopiero badania archeologiczne w 2000 roku pozwoliły stwierdzić, że stanowi ona fragment renesansowego zamku Kokorzów.




Jeszcze w XIX wieku do Kamieńca należała m.in. osada Księży Las. Warto zboczyć w kierunku tej miejscowości, aby zobaczyć jeden z najstarszych zabytków drewnianej architektury sakralnej, czyli kościół św. Michała Archanioła. Jest to kościół filialny parafii Jana Chrzciciela w Kamieńcu.
Pierwsze wzmianki o Księżym Lesie pochodzą z 1302 roku, zaś wspomniany kościół został wybudowany w 1498 roku przez właściciela majątku Johanna Sławeckiego. 






W ciągu kolejnych stuleci został nieco zmodernizowany, jednak zachował się w raczej niezmienionej formie. Nie zachowała się wolno stojąca dzwonnica.

Kamienny krzyż przed kościołem powstał w 1901 roku.




Szałsza vel Schalscha vel Kressengrund


Wiosenne weekendy coraz piękniejsze, więc w wolnych chwilach trzeba wrócić do rajdów po zamkach i pałacach Śląska.
Trafiłam na bardzo ciekawie opracowany projekt wycieczek po interesujących mnie terenach. Plan ten powstał przy okazji Ogólnopolskiej Jubileuszowej Sesji Popularno-Naukowej Przewodników Turystycznych PTTK pod hasłem: Śladami Piastów śląskich po powiecie tarnogórskim, lublinieckim i kłobuckim.  Sesja odbyła się latem 2016 roku.


Korzystając z powyższych propozycji wyruszyliśmy w niedzielne popołudnie autostradą A4 w kierunku Gliwic i najpierw odwiedziliśmy położoną na obrzeżach tego miasta Szałszę.
Jest to wieś sołecka należąca do powiatu tarnogórskiego w gminie Zbrosławice. Jej niemiecka nazwa to Schalscha, zaś w czasach hitlerowskich nosiła nazwę Kressengrund.
Przywiodła nas do Szałszy chęć zobaczenia przede wszystkim znajdującego się tutaj pałacu kojarzonego z rodziną von Groeling. 


Jak podają źródła pierwszy pałac w stylu barokowym został wybudowany na zlecenie arystokratki Anny von Winter jako Haus Heimstätt w połowie XVIII wieku. W latach trzydziestych kolejnego wieku pałac kupiła Antonia von Groeling przedstawicielka bardzo młodej, niemieckiej szlachty. Jej przodek Jan Benedykt -  kirasjer, za zasługi w wojsku otrzymał szlachectwo z rąk króla pruskiego Fryderyka II w maju 1768 roku.
Groelingowie kupili także pobliski Pniów, Rudziniec, Zacharzowice i Ligotę. Pałac w Szałszy przebudowano nawiązując do angielskiego gotyku Tudorów.
Groelingowie, jak łatwo się domyśleć, opuścili swoje dobra w 1945 roku. Na długi czas pałac był wykorzystany na mieszkania. Znalazłam zdjęcie pokazujące, jak wtedy wyglądał.


Obecnie rezydencja jest w rękach prywatnych właścicieli (z branży meblarskiej, gdyby ktoś chciał wiedzieć), dzięki którym odzyskał dawny swój blask.










Użyczyłam też sobie zdjęcie oświetlonego pałacu :)


Posiadłość pałacowa graniczy z terenem zabytkowego, drewnianego kościółka p.w. Narodzenia Najświętszej Marii Panny.


Pierwszy kościół powstał tutaj ok. 1460 roku, zaś obecny pochodzi z 1554 roku. Ciekawostką jest, że przez kilkadziesiąt lat siedemnastego wieku był kościołem protestanckim. Prace konserwatorskie w latach 2008 – 2010 znacznie poprawiły jego stan techniczny.








Na terenie przykościelnego cmentarza można znaleźć nagrobki dawnych właścicieli pałacu.








Sama miejscowość nabrała współcześnie bardzo ekskluzywnego charakteru poprzez willową zabudowę. Infrastruktura może jeszcze nie jest najlepsza, trochę szpecą niedokończone zabudowania, lecz docelowo będzie tu niewątpliwie bardzo bogato. 










Dla tych pewnie wymagających mieszkańców założono równie ekskluzywny klub fitness z kortami tenisowymi, do squash’a oraz strefą relaksu.


Jest też restauracja. 


Jedynym jej mankamentem w tę pogodną niedzielę był czas oczekiwania na posiłek. 1,5 godziny na taki deser to stanowczo za długo…