poniedziałek, 30 grudnia 2013

Poświąteczny czas

Kocham ten poświąteczny czas... Rodzinny zgiełk, mieszanina dziecięcych emocji, zapachów tradycyjnych potraw, choinkowy blask - to też uwielbiam. Lubię dawać od siebie wiele i widzieć szczęśliwe twarze wokoło. Lecz kiedy już wszystko minie, wtedy na nowo doceniam ciszę i spokój domowych pieleszy. Wieczorem rozstawiam żywe światełka, rozpalam ogień w kominku i jest pięknie.



I jeszcze utrwalę mój wigilijny stół. Nie jestem szczególnie zadowolona z ujęcia, bo nie podkreślił się złoty blask choinki. Chyba jeszcze zbyt jasno było w pokoju...



Miłego dnia wszystkim :)

czwartek, 20 czerwca 2013

Podróż kulinarna: danie z Abruzji

Za oknem 35 stopni! Masakra... W domu panuje przyjemny chłodek. Pracująca trzeci rok, założona na piętrze klima  (firma Klima Bytom, jakby kto pytał :) ) powoli się amortyzuje. Wprawdzie oszczędzam niczym Jacek z reklamy, bo na koncie nie przybywa, ale za to da się żyć normalnie :)

Żeby sobie za bardzo nie nagrzewać kuchni zamarzyło mi się coś na szybko i padło na włoskie danie z Abruzji.
Przepis wygląda tak:



Jednak brakowało mi fasoli, więc zrezygnowałam, a w miejsce boczku i kiełbasy surowej weszło mielone wieprzowe i kiełbasa wiejska. Smaki się zgadzały.
Sos wyszedł pycha!



Ale nie dodałam spaghetti, a fusilli, bo szczerze mówiąc wygodniej się je.



Na deser podałam schłodzony koktajl truskawkowy.

Danie przypomniało mi nasz przejazd przez Abruzję, konkretnie 5 kwietnia 2009 roku, kiedy to w tejże okolicy następnej nocy miało miejsce tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi.  Nawiedziło ono miasto L'Aquila i okolice, a jego siła wynosiła 6,3 stopnia Richtera. Wstrząs był odczuwalny w całym kraju. Po nim nastąpiła seria około 100 wstrząsów wtórnych. Wcześniej, około północy, ziemia lekko zatrzęsła się w okolicy Rawenny. Około 9:00 rano nastąpił wstrząs wtórny, który spowodował kolejne zniszczenia w mieście.
Według ustaleń włoskiej obrony cywilnej, zginęło 308 osób, a rannych zostało około 1500. Zniszczeniu uległo od 10 do 15 tysięcy domów. My tę noc spędziliśmy w hotelu Cicolella w San Severo leżącym około 150 km od epicentrum katastrofy...

Odczułam ten nocny wstrząs nie zdając sobie zupełnie sprawy co się dzieje. Moje łóżko tak jakby zabujało, ale pomyślałam, że to chyba przez sen. Dopiero rano zadzwoniła córka pytając, czy u nas wszystko w porządku. Zdziwiona, zapytałam: dlaczego? I dopiero od niej dowiedziałam się, co się wydarzyło. Włączyliśmy telewizor i zobaczyliśmy ogrom tragedii, której byliśmy tak blisko...

Nasz hotel w San Severo.



Była to moja pierwsza podróż do Włoch, niestety naznaczona tym nieszczęściem. Pewnie dlatego wspominam ją jako bardziej pielgrzymowanie, niż zwiedzanie. Czas był Wielkopostny, zahaczał już nawet o Wielki Tydzień.

Wcześniej byliśmy w Padwie, oczywiście u Św. Antoniego :)












...potem w Rimmini, które o tej porze roku zupełnie nie przypominało jeszcze śródziemnomorskiego kurortu.









Kolejny przystanek to San Marino:










W samą Niedzielę Palmową, pojechaliśmy na tajemniczo malowniczy półwysep Gargano, do San Giovanni Rotondo, gdzie spędził całe swoje życie Ojciec Pio i gdzie mieści się poświęcone mu sanktuarium:









Następnie dotarliśmy w południowo-wschodni region Włoch, zwany Apulią, gdzie na górze Gargano, w mieście Monte Sant’Angelo znajduje się jedno z najsłynniejszych w Kościele katolickim sanktuariów ku czci świętego Michała Archanioła. Na szczycie góry wznosi się jedyna w swoim rodzaju bazylika. To niezwykłe miejsce położone w regionie, który stanowi „ostrogę” włoskiego buta, widnieje na wysokości 856 m n.p.m.












W Monte Sant’Angelo urzekł mnie pewien sklep kolonialny:













Pobyt we Włoszech kończył się w Rzymie, ale o tym już innym razem :)

niedziela, 16 czerwca 2013

Sentymentalna podróż w czasie

Każdy, kto miał kiedykolwiek kontakt z najstarszą w Hajdukach szkołą średnią, mógł w sobotni dzień, 15 czerwca, udać się w sentymentalną podróż w przeszłość tej szacownej placówki.
Szkoła, pod obecną nazwą Zespół Szkół Technicznych i Ogólnokształcących nr 3, obchodziła bowiem kolejny, okrągły Jubileusz 60 lecia, połączony z nadaniem imienia  Nikoli Tesli.

Jak na szacowny Jubileusz przystało, uroczystość rozpoczęła się Mszą Św. w kościele Dobrego Pasterza.




Następnie teraźniejsi i dawni nauczyciele, uczniowie i absolwenci oraz zaproszeni goście przemaszerowali do budynku szkoły, gdzie realizowano kolejne, oficjalne punkty programu.



Jednak najważniejsze były spotkania po latach, uświetnione bufetem pod gołym niebem (pogoda na szczęście dopisała), koncertami,



a przede wszystkim meczem towarzyskim dwóch drużyn złożonych z byłych uczniów szkoły, związanych zawodowo z piłką nożną. Oj było na co popatrzeć. Drużynę w strojach niebieskich do walki ustawił trener Waldemar Fornalik,



zaś tych w strojach białych - Antoni Piechniczek.



Obaj oczywiście są absolwentami słynnej Jubilatki. Zażarty mecz wygrali Biali 4:2, ale Niebiescy byli równie waleczni.



I jeszcze wspólne zdjęcie na zakończenie:



Ja pozostawiłam w tej szkole 9 lat życia, więc podróż do przeszłości pozwoliła mi przeżyć wiele wzruszających momentów. Do następnego...

wtorek, 11 czerwca 2013

Plany na lato: lipiec

Powinnam już siedzieć na walizkach, a tu... ech, szkoda gadać. Pogoda zupełnie nie nastraja do urlopu. Mimo woli marzę o schowaniu się na zapiecku i popijaniu herbatki z malinami. W dodatku gdzieś tam na skraju Europy, gdzie nas niesie, wcale spokojnie nie jest :(

Trasa na mapie wygląda bardzo imponująco, a liczy około 4500 km!




Plany są takie:
Najpierw Split i Dubrownik w Chorwacji, lecz nocować będziemy w Neum, na terenie Bośni i Hercegowiny. Potem, jak na nobliwe towarzystwo przystało, Medziugorie - znane w Bośni i Hercegowinie miejsce pielgrzymkowe. Następnie bułgarska metropolia Sofia, a stamtąd duuuuży skok na Istanbul. I tu sporo niepewności...
W drodze powrotnej, żeby się nie powtarzać: Budapeszt i Szentendre.

Pora więc nie zwracać uwagi na deszcz i pakować szorty. No i krem z filtrem koniecznie :)

Ziemia Suska

Ubiegła niedziela zapowiadała się wyjątkowo pogodnie, więc tak na szybko zaplanowałam krótki wypad na Ziemię Suską. Celem podróży miał być zamek w Suchej Beskidzkiej, a w drodze powrotnej Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej.
W skład zespołu zamkowo – parkowego w Suchej, zwanego Małym Wawelem, wchodzą: zamek, oranżeria, zabudowania gospodarskie, a od południa i południowego - zachodu zespół parkowy.
Wszystko zaczęło się ok. 1554 r.  kiedy Kasper Suski wybudował dwór obronny u podnóża góry Jasień.
Dwór został rozbudowany w okazałą rezydencję magnacką w 1614 r. przez Piotra Komorowskiego, zmodernizowany ok. 1708r. przez Annę z Lubomirskich Wielopolską, której duch, zwany Białą Damą, ponoć nadal błąka się nocami po krużgankach zamku. Na przełomie XIX I XX wieku zamek został ponownie rekonstruowany. Niestety II wojna dała się mocno we znaki rezydencji, gdyż najpierw wojska niemieckie, a potem radzieckie, dokonały olbrzymiej dewastacji.
Obecnie zabudowania są dość intensywnie wykorzystane, aczkolwiek nieuregulowana sprawa własności blokuje tempo rekonstrukcji zamku i jego otoczenia.  Warto jednak zajrzeć do zamku, gdzie muzeum organizuje stałe i cykliczne wystawy.
Na terenie obiektu jest też restauracja o historycznej nazwie „Kasper Suski”, bardzo przyjazna rodzinom z dziećmi. W lokalu jest świetnie wyposażony kącik dziecięcy, a przy restauracyjnym ogródku również plac zabaw. Jedzenie smaczne i niedrogie.










Kaplica zdecydowanie wymaga renowacji, zwłaszcza malowidła na ścianach.



Aktualnie na zamku można zwiedzać stałą wystawę narzędzi tortur. Trochę to potworne, ale historycznie bardzo interesujące :)





Można też obejrzeć wystawę zdjęć zamku z okresu przedwojennego, oraz obrazy autorstwa krakowskiego malarza młodopolskiego, Wojciecha Weissa.

Autoportret artysty


Portret żony artysty, Ireny



Ujęcia z pałacowego parku







Oranżeria również wymaga remontu.



"Kasper Suski" zaprasza :)