środa, 11 stycznia 2023

Wzdłuż Adriatyku

W ostatnim tygodniu października 2022 roku, tak nietypowo pojechaliśmy z naszym tradycyjnie wybieranym biurem podróży w kilkudniową wycieczkę autokarową do Słowenii i Chorwacji.

Ostatecznie okazało się, że trochę czasu spędziliśmy także na terenie Bośni i Hercegowiny. Coraz więcej niespodzianek biura serwują swoim klientom…

Mimo wszystko jest to jednak męcząca impreza. Start już z opóźnieniem z dworca autobusowego w Katowicach, a następnie uciążliwe czekanie na odjazd docelowym autokarem z centrum przesiadkowego w Woszczycach koło Orzesza, już dały w kość. 

A w perspektywie była kilkunastogodzinna podróż do pierwszego przystanku w Mariborze na terenie Słowenii.

W drodze krótki postój w Czechach…



 Po drodze, jak zawsze piękny, Mikulov


… a wieczorem na terenie Austrii już tylko kolacja :)


W Mariborze trzeba było koniecznie zaliczyć chociaż mały spacer.








Po wczesnym śniadaniu jedziemy do Ljubljany, stolicy Słowenii. Niestety pogoda pod koniec października popsuła się nie tylko w Polsce, ale także na Bałkanach. Jednak tak zaprawieni w podróżowaniu turyści jak my, żadnej pogody się nie boją, więc wyposażeni w dobre buty i parasole bez obaw ruszamy w trasę.  Niestety nie wszyscy nasi  współtowarzysze podróży przewidzieli, że tu też może padać, co skończyło się w perspektywie kilku dni falą przeróżnych infekcji.

Poniżej trochę zdjęć Ljubljany spod parasola:

Pałac Uniwersytetu

W tle katedra św. Mikołaja stojąca na miejscu średniowiecznej bazyliki romańskiej. Trwało w niej nabożeństwo i nie dało się zrobić zdjęć w środku. Mam tylko piękne drzwi :)

Fontanna Trzech Rzek





 

Smok na Smoczym Moście






 

Jest też Most Rzeźników z taką rzeźbą

 

Pomnik France Preserena, poety słoweńskiego



 

Jeden z mostów na Ljubljanicy należący do kompleksu Tromostovie (Potrójny Most)


Drugi punkt pierwszego dnia wycieczki to absolutnie niesamowite miejsce, godne polecenia. 


Jest to jaskinia krasowa, do której wejście znajduje się w miejscowości Postojna. Została ona wydrążona przez rzekę Pivkę, a jej starym korytem już w XIX wieku poprowadzono podziemną trasę turystyczną. Zobaczyliśmy zespół grot, skał i podziemnych przejść, wielometrowe, mieniące się różnymi kolorami nacieki skalne, stalaktyty, stalagmity i kurtyny skalne. W jaskini panuje stała temperatura 10°C, a jej szczególną osobliwością jest występowanie odmieńca jaskiniowego, żyjącego wyłącznie w wodach dynarskiego krasu, zwanego ludzką rybką.

Część trasy pokonuje się kolejką elektryczną, a 5,5 km chodnikami, schodami i pomostami. 

Jeżeli mamy w jednym miejscu zobaczyć wszelkie utwory krasowe w całej okazałości, to tylko tutaj. Zrobiłam kilkadziesiąt zdjęć i naprawdę nie wiem którymi się podzielić.



















A na pamiątkę dostaliśmy takie śliczne zdjęcie:

Obowiązkowym punktem pobytu w jaskini jest wysłanie pocztówki z jedynego tak umiejscowionego Urzędu Pocztowego. Istnieje on tam od 1899 roku i wciąż ma się dobrze :)



Nie pierwszy raz jesteśmy w Chorwacji, ale zwiedzamy nie tylko miejsca, które znamy. I tak przedpołudnie spędziliśmy już na terenie Chorwacji w słynnym Parku Narodowym Krka. 







Rzeka Krka, płynąc przez wapienne podłoże wytworzyła nieregularne koryto, a najciekawsze miejsce to niemal półkilometrowy odcinek, gdzie rzeka przepływa przez 17 kaskad, szerokich prawie na 100 m, pokonując spadek terenu o wysokości 45 metrów.













W tym miejscu muszę nadmienić, że trasa naszej podróży, a przede wszystkim kolejność zwiedzania nie pokrywa się z zaprezentowaną na początku mapką. Taką możliwość daje sobie organizator już przy podpisywaniu umowy. W sumie mam wrażenie, że nasz wariant zwiedzania był dużo lepszy niż ten proponowany.

To nasze miejsce noclegowe już na terenie Chorwacji:








Następnie pojechaliśmy naszym autokarem, oczywiście wzdłuż Adriatyku, do Szybenika (Šibenika) w Dalmacji, jedynego starego miasta założonego przez Chorwatów przybyłych na te tereny około VII wieku. Pierwsze wzmianki o tym miejscu pochodzą z 1116 roku.

 

Król Chorwacji Petar Kresimir IV
















Katedra św. Jakuba

 



Juraj Dalmatinac, słynny piętnastowieczny rzeźbiarz

 


Warto przyjechać do Szybenika, aby na Starym Mieście poznać autentyczną scenerię średniowiecznego miasta. A znajdująca się tutaj katedra św. Jakuba to najważniejszy zabytek w Chorwacji, wraz ze Starówką wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Katedra zbudowana jest w całości z kamienia. Zdobi ją 71 rzeźb głów ludzkich wykonanych przez budowniczego katedry Juraja Dalmatinca, bardzo realistycznie przedstawiających ówczesnych mieszkańców Szybenika.






Ale najważniejsze, że pogoda się poprawiła :)


Biuro podróży, z którego jedziemy, coraz bardziej kombinuje. Mieliśmy kolejne trzy noce spędzić w jednym hotelu, w Omiszu. Około południa pilot nas poinformował, że następną noc śpimy jednak w Bośni. To wiele komplikowało, bo czekała nas odprawa na granicy, połączenia telefoniczne i internetowe z innej, drogiej strefy, inna waluta. No cóż, wszystko trzeba wziąć na klatę, jak to się mówi. 

Wstawiam więc kilka zdjęć z Neum w Bośni, gdzie znaleźliśmy się zupełnie niespodziewanie. Niby fajnie, bo coś nieplanowanego czasem warto przeżyć, ale jednak jest ale...









Hotel pamiętający czasy Tito...




Burek obowiązkowo! 

 



W pokoju hotelowym żeby posłuchać radia trzeba było majsterkować :) Odpuściliśmy sobie...


Tęsknie patrzyliśmy na most, po którym łatwo dostać się do kolejnego punktu, do Dubrownika.


A Dubrownika, perły Adriatyku, najładniejszego miasta Chorwacji, nikomu nie trzeba przedstawiać. 



Starówka niemal w całości powstała z białego kamienia i w zestawieniu z czerwonymi dachami prezentuje się zachwycająco. To nasz drugi już pobyt w tym mieście, więc darowaliśmy sobie spacer po murach i zagłębiliśmy się w uliczki bardziej oddalone od centralnego traktu dzielącego niegdyś średniowieczną Dąbrowę i Regusę. Co jedno miejsce to piękniejsze.




























Koniecznie trzeba zajrzeć do starej apteki i innych ciekawych sklepów :)











Na kolejny dzień zaplanowano dla nas wycieczki do leżących blisko siebie starych chorwackich miast: Trogiru i Splitu. Tym razem skorzystaliśmy już z nowo oddanego mostu pozwalającego ominąć odprawy na terenie Bośni. Nowy most nazywa się tak samo jak półwysep, do którego prowadzi, czyli Peljesac. Nie była to jednak inwestycja, która została stworzona lekko i przyjemnie, a raczej w bólach. Pierwsze plany rozpoczęcia inwestycji pojawiły się jeszcze w 2009 r. Według nich budowa miała potrwać 4 lata. Jednak seria niefortunnych zdarzeń, w tym kryzysy i braki funduszy poskutkowały przesunięciem prac na 2018 r. Most Peljesac ma długość 2404 m i pozwoli turystom podróżującym wzdłuż wybrzeża Adriatyku nie tylko ominąć Bośnię i Hercegowinę, ale także skróci znacznie drogę do samego półwyspu i połączy fizycznie tę niewielką część Chorwacji, która jest oddzielona od reszty kraju wspomnianą granicą.


 

Jeżdżąc po Chorwacji i słuchając miejscowych przewodników dochodzę do wniosku, że Chorwaci naginają wiele hipotez czy legend do własnych potrzeb o charakterze po prostu marketingowym.

I tak Trogir to rzekomo miasto szczęścia, gdyż biega po nim nagi Kajros, syn Zeusa. Kiedy uda się go złapać za jego długą grzywę, szczęście gwarantowane. A że nie jest łatwo Kajrosa spotkać, to prościej jest kupić przedstawiające go figurki, wisiorki, breloczki, itp. I biznes się kręci...

Podobnie jest w temacie morčicia. Ta malutka główka Maura w białym turbanie miała chronić kobiety przed pohańbieniem przez Turków podbijających Bałkany w XVI wieku. Obecnie jest to w zasadzie symbol miasta Rijeka, lecz oferuje się go w różnych wersjach w całej Chorwacji. 

Ja nie kupiłam ani Kajrosa, ani morčicia, gdyż mam niechętny stosunek do wszelkich amuletów, lecz sklepiki na ilość chętnych nie narzekają.

Chorwaci uważają się także za ziomali Jana Pawła II, gdyż jedna z wersji ich historii mówi, że przybyli na Bałkany w VII wieku spod Krakowa. Wiele ulic i placów nosi imię Ivana Pavla II i czasem miałam wrażenie, że nasz Święty Papież jest tutaj bardziej poważany, niż w swojej ojczyźnie.

Tradycyjnym chorwackim produktom rolnym również nadawane są wręcz nadprzyrodzone właściwości. Te wina, nalewki, rakije o wszelkich smakach, te oliwy, olejki lawendowe, przetwory pomarańczowe, mandarynkowe, figowe, z granatów, te mydełka, kremy ziołowe, ajwary, oliwki, produkty z truflami, sery, wędliny długo dojrzewające, ryby i owoce morza, a i owoce suszone: figi, migdały, pomarańczowe skórki, orzechy... Jeszcze długo można wymieniać i wszystko faktycznie bardzo dobre. Dlatego smucą stwierdzenia miejscowych przewodniczek, że rolnictwo w Chorwacji się cofa. Czyżby i tu UE narzucała tzw. zielony ład? Ale to już inny temat...

 

No to popatrzmy na Trogir:










Powyższe zdjęcia przedstawiają jeden z najważniejszych zabytków Trogiru - katedrę św. Wawrzyńca. Jej budowa rozpoczęła się w XIII wieku. W tej chwili kościół jest przykładem przenikania się stylów romańskiego i renesansowego.

Mieliśmy też okazję spróbować tradycyjnych trogirskich pieczonych pierożków.


I jeszcze ujęcia z portu i Starówki: 








Jeżeli chodzi o Split, to skupiliśmy się głównie na pałacu Dioklecjana czyli rezydencji, która powstała na przełomie III i IV wieku jako obronna willa cesarza rzymskiego. Każdy jednak widzi, że to jest spore miasto w mieście!


Zaczynaliśmy od podziemia, które zwiedzałam po raz pierwszy.







Potem zabudowania górne.














Mieliśmy także okazję posłuchać koncertu :)



A także przywitać się z Grzegorzem z Ninu, biskupem żyjącym w X wieku, propagatorem pisma słowiańskiego w miejsce wszechobecnej łaciny.


No i trochę pochodzić po innych miejscach Splitu. Był też czas na kawkę :)






 

Dwie ostatnie noce spędziliśmy w ośrodku wypoczynkowym Brzet w pobliżu miejscowości Omiš. Był też czas na zwiedzanie miasteczka, gdzie koloryt Starówki i Adriatyku przy pięknej pogodzie był już taki jak trzeba.


W pobliżu tego pamiętającego czasy Jugosławii ośrodka znajdują się ruiny starej cerkwi.

A potem spacer do Omiša




















Ostatni dzień naszego programu to wycieczka do Parku Narodowego Jezior Plitwickich. 

Założony w 1949 roku park przyciąga miłośników przyrody szesnastoma jeziorami połączonymi wodospadami i kaskadami. Teren górzysty, więc i tu zaczyna się jesień. 

















Dużą część trasy przebyliśmy przy dość ładnej pogodzie, niestety odcinek do pokonania łodzią elektryczną już został potraktowany ulewnym deszczem. Zdjęcia nie wyszły więc jakoś rewelacyjnie, ale widoki i wrażenia niesamowite. 






W sumie piękna podróż i nawet nocny przejazd do Polski nie zepsuł wspaniałych wrażeń. Oczywiście na postojach czekały różne atrakcje :)