środa, 26 kwietnia 2017

Belarusian spring (Беларуская вясна) 2017



22 marca 2017 roku wczesnym rankiem wyruszamy niewielkim busem spod plebanii Kościoła św. Jadwigi w Chorzowie w daleką podróż na Białoruś.

Już tego dnia media donoszą, że w sobotę 25 marca, w rocznicę powstania Białoruskiej Republiki Ludowej, z jednej strony będzie okazja do świętowania białoruskiej niepodległości, z drugiej strony Białorusini chcą dać wyraz solidarności ze wszystkimi zatrzymanymi, aresztowanymi, represjonowanymi przez władze w ostatnich tygodniach. Na Białorusi w sumie zatrzymano ponad 300 osób, ponad 120 spędzi sobotnie święto w areszcie. No, zapowiada się ciekawie…
Tymczasem w drogę!


Pierwszy nocleg mamy zaplanowany jeszcze w Polsce, w znanym z kultu maryjnego Kodniu. Będzie też krótki przystanek w Zwierzyńcu i nieco dłuższy w Zamościu. O tych miejscach można poczytać w odrębnej relacji:

http://nagda991.blogspot.com/2017/04/w-drodze-na-biaorus-zamosc-i-koden-nad.html

Autostradą A4 jedziemy na wschód do zaplanowanych na dzisiaj miejsc. 

Zwierzyniec


Zamość


Kodeń 



Pakując bagaże w dalszą drogę, słyszeliśmy niosące się zza Buga, czyli z białoruskiej strony, odgłosy wybuchów. Podobno jakieś ćwiczenia to były…


Dość szybko mijamy Terespol i zatrzymujemy się na granicy polsko-białoruskiej mając przed sobą w oddali, niegdyś polskie,  miasto Brześć.

Poddając się granicznym formalnościom uświadamiamy sobie, jak szybko zapomnieliśmy, jak to może wyglądać. Ogólnie klimat nazwałabym zimno uprzejmym. Bumagi, pieczątki, odprawy, pieczątki, bumagi, twarze zimne, bez uśmiechu… po drodze przeszukanie bagaży (w zasadzie to nie wiem, czego szukano?). Jedna, opieczętowana na granicy karteczka, była szczególnie ważna, gdyż w razie jej zgubienia mogłyby być problemy z wyjazdem z Białorusi. Musimy ją zresztą okazywać w hotelach, w których będziemy nocować. W każdym razie kilkaset euro kary do zapłacenia w razie jej utraty :(

Podobno nawet szybko nam na granicy poszło, bo po 1,5 godzinie wjeżdżamy do przygranicznego Brześcia. Paliwo chyba tańsze niż w Polsce, więc zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Tutaj też zamierzaliśmy wymienić złotówki na ruble, lecz okazało się, że kantor jest dopiero w pobliskim Centrum Handlowym. Na razie idziemy do toalety, która jest nad wyraz czysta i schludna. Trochę dziwią tabliczki nad każdą toaletą informujące o zakazie stawania nogami na sedesie (!) Myślę, że wiemy o co chodzi :)




Idziemy więc do Centrum Handlowego, które wygląda zupełnie jak nasze, polskie. Niemal te same firmy, podobny asortyment. Za 1 złotówkę dostajemy około pół rubla. Białoruś jest świeżo po denominacji, stąd takie relacje. Ale po cenach już widzimy, że podstawowe artykuły są jednak droższe niż u nas.

Pierwszym punktem dzisiejszego zwiedzania będzie sławna Twierdza Brzeska i tam jedziemy szerokimi ulicami, mijając osiedla wieżowców, bloków i pawilonów. 






Wręcz rzuca się w oczy, że jest bardzo czysto i… dość pustawo. Mam wrażenie, że to wszystko takie na pokaz, żeby pokazać światu, jak to na Białorusi jest dobrze. Jest też bardzo spokojnie.

Pierwsze wzmianki o istnieniu Brześcia datują się na początek drugiego tysiąclecia, a już w 1020 roku został on zdobyty przez Bolesława Chrobrego i włączony do Polski. Oczywiście losy miasta na przestrzeni setek lat były bardzo burzliwe, lecz trzeba przede wszystkim wspomnieć o czasach zaboru rosyjskiego, kiedy to w 1833 roku car Mikołaj I Romanow nakazał w Brześciu budowę twierdzy, która miała być systemem fortyfikacji trzymających w ryzach podbitą Polskę.





Od 1919 roku twierdza należała do Polski. 27 marca 1919 roku Naczelny Wódz mianował pułkownika Andrzeja Opatowicza komendantem twierdzy Brześć Litewski. W 1930, przed i w trakcie Procesu brzeskiego, więziono tu działaczy opozycji parlamentarnej Centrolewu. Dla nas szczególnie ważna w tym kontekście była postać Wojciecha Korfantego, którego uwięziono tutaj 26 września 1930 roku.Wrócił na Śląsk 20 grudnia tegoż roku jako senator RP i poseł na Sejm Śląski. 

Z kolei w czasie II wojny światowej twierdza przeszła w ręce sowietów, a po agresji Niemiec na ZSRR znalazła się w rękach Niemców, w których pozostawała do 1944 roku. Obrona twierdzy przez sowietów w 1941 roku, mimo że w propagandzie urosła do rangi symbolu bohaterstwa radzieckiego żołnierza, nie miała żadnego strategicznego znaczenia. Sowieci nie obsadzili całej twierdzy i nie przygotowali jej do obrony. W okresie pierwszej okupacji sowieckiej do 22 czerwca 1941 r. służyła im przede wszystkim jako katownia, w której likwidowano polskich patriotów. Traktowano ją też jako punkt etapowy, w którym gromadzono więźniów przeznaczonych do dalszej deportacji. 

Na pewno obiekt robi wrażenie wielkiej, komunistycznej budowli. Główna brama wejściowa ma kształt gwiazdy, pierwsze po lewej strony napotyka się czołgi, potem mniejszy pomnik obrońców twierdzy brzeskiej, a na wprost ogromny monument poświęcony radzieckim obrońcom z 1941 roku. 










Kamienny pomnik otoczony jest tablicami z nazwiskami poległych, z przodu pali się znicz, a w ciągu dnia pełnione są warty przez młodzież ze szkoły wojskowej. 













Do pomnika podchodzą wycieczki,a uczestnicy każdej z nich minutą ciszy czczą pamięć poległych.

Zadbane są, przynajmniej z zewnątrz, obiekty sakralne, które w czasach carskich i sowieckich służyły celom wojskowym.





Na terenie twierdzy w jednym z zabytkowych budynków należących do Bramy Chełmskiej można obejrzeć wystawę związaną ze zdobyciem kosmosu. Jest wiele zdjęć, ubrania kosmonautów, a także konserwy z żywnością. 







Aby dokładnie zwiedzić Twierdzę Brzeską razem z istniejącym tu muzeum pewnie dnia by nie starczyło.




Zobaczyliśmy więc to co najważniejsze i pojechaliśmy do centrum miasta. 
Na plan pierwszy wysuwa się duża przestrzeń: rozległe place, szerokie prospekty. Moje pokolenie pamięta takie widoki ze zdjęć w podręcznikach do języka rosyjskiego. 








A jak plac, to oczywiście musi być Lenin. 


Dziwnym trafem palcem wskazuje na… kościół Podwyższenia Krzyża Świętego. 


Właściwy kierunek jednak?

Spacerując po mieście zachwycamy się Cerkwią Bracką św. Mikołaja.






Zestaw zakazów przed wejściem do cerkwi trochę bogatszy niż w Polsce :)
 

Jest oczywiście skwer z popiersiem Adama Mickiewicza, który zdecydowanie uznawany jest za poetę białoruskiego, przypadkiem piszącego po polsku.








Zależało nam na czasie, więc w sympatycznej pizzerii zjadamy coś w rodzaju kebabu, pijemy całkiem dobrą kawę, żegnamy Brześć i ruszamy w drogę do Mińska, gdzie czeka na nas nocleg w hotelu Zvezda.
Drogi są zaskakująco niezłe i kierowca chyba zbytnio pogalopował, bo skończyło się na zapłaceniu mandatu za przekroczenie prędkości. Tak na nasze wyszło około 150 zł niestety :(
Widoki, jakie mamy za oknem pędzącego busa już nie są takie europejskie. Wiejskie, aczkolwiek kolorowo pomalowane domki, przypominają bardziej skansen, niż bogatą wieś. Widać, że tu już nie da się tak łatwo stworzyć iluzji dobrobytu…







Ale nowe domy też się jednak buduje :)


Wieczorem docieramy do naszego hotelu, który okazuje się wieżowcem pośród rozległego blokowiska.  (Wykorzystałam zdjęcie z hotelowej strony internetowej; w rzeczywistości nie wyglądało to tak przestrzennie)


Jednak wnętrze, pokoje i restauracja prezentują się całkiem przyzwoicie. Mieszkamy na ósmym piętrze, gdzie wita nas serdecznie pani etażowa. Kolacja może nie była wykwintna, ale głodni nie byliśmy. Wieczorem mamy okazję dokonać przeglądu telewizyjnych programów. Jak łatwo się domyśleć dostępne są wyłącznie białoruskie i rosyjskie.  Każde wiadomości zaczynają się od informacji związanych z osobą przywódcy narodu, potem przegląd osiągnięć organów ścigania różnorakich przestępstw. Wszyscy podejrzani wymienieni z imienia i nazwiska, oczywiście ze zdjęciem. W każdym razie ani słowa o planowanych na sobotę demonstracjach nie usłyszeliśmy. 

Mamy dostęp do Internetu! Ale nie mamy wyjścia na balkon…



To, co widać z okna, kojarzy mi się ze zdjęciami z filmu Juliusza Machulskiego „Pocztówki z republiki absurdu”



W piątek po skromnym śniadaniu jedziemy do centrum Mińska. 






Mińsk będący obecnie białoruską metropolią położoną nad rzeką Świsłocz, przez wieki zwany był Mińskiem Litewskim. Pierwsze wzmianki o Mińsku, podobnie jak o Brześciu, sięgają początków drugiego tysiąclecia. Około 1300 roku Mińsk należał do Księstwa Litewskiego, a następnie na mocy unii w Krewie został włączony do Królestwa Polskiego. XVIII wiek zapoczątkował stopniową utratę znaczenia Mińska dla Polski. Miasto zniszczone przez pożar na rozkaz Piotra I, okupowane przez armię rosyjską, w końcu podzieliło los całej Polski, która pod rozbiorami zniknęła z mapy Europy.
Po II wojnie światowej miasto przechodziło kilkakrotnie z rąk Sowietów w ręce Polaków, aby ostatecznie zostać włączonym w granice Republiki Białoruskiej, a w 1922 roku w obszar ZSRR.
Te zdarzenia spowodowały, że w Mińsku niełatwo jest doszukać się śladów charakterystycznych dla stylu innych miast kresowych znajdujących się przez wieki w granicach Polski. 

Wysiadamy przy dworcu. Od razu rzuca się w oczy charakterystyczna dla tego miasta Brama Mińska, czyli dwa ogromne budynki w stylu socrealistycznym, usytuowane u wylotu ulicy Kirowa. Podobno czynione są starania, aby wpisać te obiekty na listę UNESCO.

Dworzec



Brama Mińska





Idąc dalej oglądamy szereg innych w tymże stylu budynków.








Na skwerach widoczne ślady budzącej się wiosny :)




Wchodzimy do podziemnego przejścia, które wyczyszczone jest dosłownie na błysk. Widać jednak gdzieniegdzie ślady niedawno usuniętego graffiti…




W podziemiach jest sporo sklepików, a wśród nich, o dziwo, najwięcej kwiaciarń. Kto te kwiaty kupuje?


Wychodzimy na rozległy plac Niepodległości (Zwycięstwa), pod którym również wbudowane jest centrum handlowe. 




Jednak najbardziej rzucającym się w oczy obiektem jest tzw. Czerwony Kościół, będący zdecydowanie wizytówką Mińska. 



Kościół świętych Szymona i Heleny został zbudowany w latach 1905–1910 w stylu neoromańskim. Świątynia powstała na pamiątkę przedwcześnie zmarłych dzieci jej fundatora Edwarda Woyniłłowicza, noszących właśnie imiona świętych patronów tego kościoła.






Nigdzie dotąd nie widziałam takich klęczników z przeźroczystego tworzywa











W 1923 świątynia została zbezczeszczona przez bolszewików. Dziewięć lat później ostatecznie ją zamknięto, przekazując budynek Państwowemu Teatrowi Polskiemu Białoruskiej SRR. Przed II wojną światową zamieniono go na kino.
Podczas okupacji niemieckiej (1941–1944) kościół był otwarty dla wiernych, a po zajęciu Mińska przez wojska radzieckie znów służył jako kino.
W roku 1988 w Mińsku rozpoczęto walkę o zwrot świątyni. Polacy, członkowie miejscowego Stowarzyszenia "Polonia", organizowali liczne protesty i głodówki. Dzięki tym staraniom i zabiegom Prezesa Wiktora Dmuchowskiego "Czerwony Kościół" w Mińsku, jako pierwszy został zwrócony Polakom i katolikom Mińska. 




Czerwony Kościół stanowi centrum katolicyzmu i zarazem polskości w Mińsku. Związani z nim ludzie prowadzą szeroko zakrojoną działalność charytatywną. W przykościelnym sklepie można np. zakupić sezonowe owoce czy warzywa i przekazywać je ubogim. Dla nas było to trochę dziwne, że worki z jabłkami leżały nawet na bocznych ołtarzach, czekając na potrzebujących.


Przed kościołem warta uwagi jest także rzeźba walczącego Michała Archanioła.







Następnie idziemy główną ulicą Mińska, czyli Prospektem Niezależności. Tu oglądamy absolutnie niespodziewany mix budynków mieszczących wszelkiego rodzaju przybytki i instytucje.
Są kasyna, hotele, eleganckie restauracje, domy handlowe, domy kultury, teatry, pomniki przy skwerach, jest budynek dawnego KGB.















Sporo śladów po Związku Radzieckim...














Budynek dawnej siedziby KGB


Coraz więcej pojawia się monumentalnych obiektów stanowiących siedzibę wojskowych 



i w końcu budynek, gdzie na co dzień pracuje sam Prezydent.



No jest co oglądać…



Kolejny cel to Galeria Narodowa, gdzie zobaczymy wspaniałe kolekcje malarstwa historycznego i współczesnego. Aktualnie można też zwiedzić wystawę portretów rodu Radziwiłłów. Obrazy zostały wypożyczone z wielu innych europejskich galerii, zwłaszcza polskich.







Po drodze widzimy, jak służby porządkowe radzą sobie ze źle zaparkowanymi autami.



Mińsk ma także Starówkę. Składają się na nią przede wszystkim obiekty sakralne, ale są też  skwery, pomniki, 








































a malownicza aleja prowadzi w stronę rzeki Świsłocz, gdzie rozciąga się widok na słynną Wyspę Łez.  Obecnie stanowi ona miejsce poświęcone żołnierzom poległym w radzieckiej kampanii afgańskiej (1979-1988). 



Nie wiem co na to prezydent, ale proszący o jałmużnę są również w Mińsku.



Wracamy Prospektem Niezależności na centralny plac.













Pod budynkiem dawnego KGB starsza kobieta trzyma rozwinięty plakat, prawdopodobnie z nazwiskami aktualnych więźniów politycznych. Rozmawia z nią kilku młodych ludzi. Przechodzimy dalej i kiedy po kilkudziesięciu krokach odwracam się, widzę samochód milicyjny i funkcjonariuszy wpychających kobietę do wozu. Smutne…
A na placu Niepodległości Lenin w pozie troskliwego wodza gospodarskim okiem przygląda się miastu…





W sobotni poranek pakujemy bagaże i opuszczamy nasze pokoje. Z okna widzimy, jak milicja zatrzymuje na pobliskiej drodze wszystkie przejeżdżające tam samochody, sprawdza dokumenty, bagażniki. Mamy świadomość, że i nas to czeka. W białoruskich wiadomościach spokój. Na plan pierwszy wysuwa się wiadomość o planowanym w mieście sadzeniu drzewek. Za to w Internecie znalazło się nawet zdjęcie z wczorajszego zajścia pod budynkiem KGB, a także informacje o opróżnieniu mińskich i okolicznych aresztów. W sumie dobrze się stało, że na sobotę nie mamy już w planie pobytu w stolicy, lecz przejazd w kierunku zachodnim, do Grodna.

Śniadanie, jakie nam podano, było jeszcze skromniejsze niż wczoraj, dokupiliśmy więc kawę i zapakowaliśmy się do naszego busa. Na szczęście milicja przeniosła się widać w inne miejsce, bo bez przeszkód udało się wyjechać z Mińska w kierunku pierwszego zaplanowanego postoju w Mirze. Niestety nastąpiło znaczne pogorszenie pogody, zrobiło się zimno, a nawet zaczął padać śnieg.
Po drodze przekraczamy Niemen, jeszcze leniwie się rozlewający, gdyż to jego początkowy odcinek.


Miejscowość Mir założona została około 1345 roku, a jej historia nierozerwalnie łączy się z wybudowanym tutaj na przełomie XV i XVI wieku zamkiem. Właścicielem zamku był starosta brzeski i kowieński Jerzy Illinicz. Zamek już w trzecim pokoleniu przeszedł w ręce rodu Radziwiłłów, kiedy to został przekazany testamentem przez bezdzietnego wnuka Jerzego.

Za czasów Radziwiłłów zamek przebudowano w stylu renesansowym. Niestety bardzo ucierpiał w czasie potopu szwedzkiego. Nie pomogło mu przejęcie przez sympatyzującego ze Szwedami Bogusława Radziwiłła. Ciekawostką jest, że w tym też czasie zamek był przejściowo w rękach Moskali, z których wyzwolił go niejaki Samuel Kmicic. No i Sienkiewicz nam się kłania :)

W czasach napoleońskich zamek został opuszczony, potem stopniowo, poprzez małżeństwo Stefanii Radziwiłłówny, przekazywany w ręce innych rodów, aż zakupił go Mikołaj Światopełk – Mirski.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Mir znalazł się w jej granicach. Zamek został przebudowany przez syna Mikołaja i pozostawał w rękach rodziny do 1939 roku. Dalsze koleje losu Miru są podobne jak Mińska i wielu innych kresowych miast i wsi.
Zamek jest obecnie pięknie odrestaurowany i oczywiście wpisany na światową listę zabytków UNESCO.












Nasza podróż przybiera coraz bardziej sentymentalny nastrój, gdyż zbliżamy się do Nowogródka, który chyba każdemu, kto dobrze uważał na lekcjach  polskiego, kojarzy się z naszym wieszczem Adamem Mickiewiczem.

W Nowogródku akurat trwa festyn wiosenny (choć pogoda niezbyt wiosenna), można poczęstować się wodą brzozową. 

Stare zabudowanie w Nowogródku

My jednak nasze kroki kierujemy do kościoła farnego, w którym Adam został ochrzczony. Kościołem opiekują się polskie siostry Nazaretanki, które prowadzą także w Nowogródku Dom Pielgrzyma. 



Jedna z sióstr pięknie opowiedziała nam historię kościoła, jego związku z Adamem Mickiewiczem oraz o związanym z tym miejscem męczeństwie 11 sióstr Nazaretanek podczas II wojny światowej.

Historia Nowogródka sięga połowy X wieku, lecz szczególnie ważne są lata z połowy wieku XIII, kiedy to litewski książę Erdziwiłł odbudował drewniany zamek na wzgórzu, a nieco później Wielki Książę Litewski Mendog zjednoczył księstwa litewskie i założył tutaj faktyczną stolicę. W Nowogródku książę Mendog wraz z żoną Martą w 1252 roku przyjął chrzest. Po ośmiu latach powrócił jednak do pogaństwa. Na pamiątkę panowania Mendoga sąsiadujące z zamkiem wzgórze nazwano jego imieniem. Według legendy na tej górze pochowany został Mendog siedzący na złotym tronie. Po latach powstał tu cmentarz z murowaną kaplicą na szczycie. Pozostałe po wycince lasu krzaki były opisane przez Adama Mickiewicza w IV Księdze „Pana Tadeusza”, jako gaj Mendoga. Z kolei zamek wysadzili w powietrze Szwedzi w 1706. Z zamkowej prawosławnej cerkwi zachowały się fundamenty. Dzisiaj patrzymy na te same ruiny nowogródzkiego zamku, które widział nasz wieszcz…







Kościół farny, tzw. Biała Fara powstał na początku XVIII wieku poprzez przebudowę kościoła ufundowanego jeszcze przez księcia Witolda w wieku XIV.









W kościele tym, w lutym 1799 roku, został ochrzczony Adam Mickiewicz. Nie zachowała się niestety chrzcielnica z tamtego czasu. 


Jednak ogromnie wzruszająca była możliwość pomodlenia się przed obrazem Matki Boskiej Nowogródzkiej, którą wieszcz przywołuje w Inwokacji.



Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy
Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem
(— Gdy od płaczącej matki, pod Twoją opiekę
Ofiarowany martwą podniosłem powiekę;
I zaraz mogłem pieszo, do Twych świątyń progu
Iść za wrócone życie podziękować Bogu —)



W 1857 roku kościół został zamknięty i popadł w ruinę. Odbudowano go w roku 1906 i do tej pory działa nieprzerwanie pod opieką Nazaretanek. 





Nowogródzkie Nazaretanki zajmowały się również działalnością edukacyjną. Założyły szkołę i prowadziły internat. Po wybuchu II wojny światowej Nowogródek dostał się w ręce sowieckie, a Nazaretankom odebrano szkołę. Dalsze represje sowieckich okupantów zmusiły siostry do opuszczenia zabudowań gospodarczych i podjęcia pracy zarobkowej w mieście. 6 lipca 1941 roku do Nowogródka wkroczyły wojska niemieckie i już 3 tygodnie później odbyła się pierwsza publiczna egzekucja, w której hitlerowcy rozstrzelali 60 mieszkańców miasta.

W lipcu 1943 siostry zgłosiły się na gestapo, by ofiarować swoje życie za 120 osób, aresztowanych i przeznaczonych do rozstrzelania. Karę śmierci zamieniono aresztowanym na roboty w Niemczech. Siostry zostały wezwane na gestapo 31 lipca, a następnego dnia, bez sądu i wyroku, zostały rozstrzelane. 






Ocalała jedynie siostra Małgorzata Banaś, która do końca wojny ukrywała się, a po jej zakończeniu kontynuowała opiekę nad kościołem.
Klęczniki pamiętające siostry męczenniczki


Zakrystia, w której długo mieszkała ocalała siostra Małgorzata


Zamordowane siostry zostały beatyfikowane przez Jana Pawła II 5 marca 2000 roku.


Żegnamy się serdecznie z naszą siostrą przewodniczką i kontynuujemy wędrówkę śladami dzieciństwa i młodości naszego Adama.

Wielkie starania czyniono przez wiele lat, aby dokonać w miarę wiernej rekonstrukcji rodzinnego domu Mickiewicza.



Ojciec Adama rozpoczął budowę domu w 1803 roku, kiedy to kupił plac na jego postawienie. Powstał wtedy dom drewniany, który niestety uległ pożarowi. W latach 1806-1807 zdecydowano się na wybudowanie domu murowanego. Po śmierci ojca rodzina zmuszona była przenieść się do oficyny, a gdy również zmarła matka, dom przejął Franciszek, brat poety. Mieszkał w nim do powstania listopadowego, po którym majątek został skonfiskowany i sprzedany przez władze carskie. W kolejnych latach dom miał różnych właścicieli, aż wreszcie ostatni z nich zgodzili się w 1937 roku na sprzedaż dworku na cele muzealne. Już 11 września 1938 roku nastąpiło otwarcie muzeum. Niestety w czasie II wojny większość pamiątek przepadła, a dom został zbombardowany. W 1955 roku został odbudowany przez władze białoruskie w stylu bardzo wiernym oryginałowi.


 Muzeum ma obecnie coraz bogatsze zbiory. 







Od 2000 roku dyrektorem muzeum jest Pan Mikołaj Gajba, który z wielkim sercem opowiadał nam o tym miejscu i o samym Mickiewiczu. Widać, że jest jego wielkim znawcą. 


Pan Mikołaj mógłby swoją opowieść snuć godzinami, lecz nas czas naglił, gdyż w drodze do Grodna chcieliśmy zajrzeć w jeszcze jedno sentymentalne miejsce.





Kilka kilometrów od Grodna leży wieś Bohatyrowicze, w której umieściła akcję swojej powieści Eliza Orzeszkowa. Wiedzieliśmy, że w okolicy znajduje się symboliczny grób Jana i Cecylii, nad którym stają powieściowi bohaterowie Jan i Justyna. No i oczywiście tytułowy Niemen w tym miejscu chcieliśmy zobaczyć. No i udało się!





Może te zabudowania pamiętają jeszcze pisarkę... 




Chciałabym tu kiedyś wrócić w bardziej zielonej porze roku i zobaczyć to wszystko raz jeszcze…
Wieczorem docieramy do Grodna, gdzie nocujemy w Hotelu Turist. 
Tutaj także napatrzyliśmy się na różne ciekawostki, jak chociaż taka bateria 2w1

Aparat telefoniczny też już rzadko spotykany…

Ale ogólnie było bardzo czysto, więc nie ma co narzekać. W wiadomościach telewizyjnych spokój...

Widok z okna





Niedzielne przedpołudnie w Grodnie było ostatnim dniem na Białorusi. Potem już wracaliśmy do kraju.

Aby nasz kierowca nie musiał za wcześnie rozpoczynać jazdy (wiadomo, przepisy o czasie pracy) pojechaliśmy do centrum miasta trolejbusem. W drodze spotkaliśmy bardzo serdecznych ludzi, zwłaszcza starsze panie, które po polsku mówiły nam gdzie wysiąść, gdzie katedra, czy gdzie znaleźć kościół Brygidek. Bardzo to było ciepłe i miłe.

Historia Grodna również sięga czasów Średniowiecza. XIV wiek był dla miasta bardzo burzliwy, potem przez lata znajdowało się pod panowaniem polskim. Jak wszystkie te tereny znalazło się pod zaborem rosyjskim, a po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, ponownie do niej wróciło. Na mocy postanowień jałtańskich Grodno znalazło się po stronie sowieckiej, ku rozpaczy licznie mieszkającej tam ludności polskiej. Zresztą po dziś dzień w Grodnie mieszka wiele osób deklarujących narodowość polską. To przecież tak blisko naszej granicy…

Przede wszystkim udaliśmy się do katedry św. Franciszka Ksawerego. Dawniej był to kościół Jezuitów.





I znowu ciekawostka: w bocznym ołtarzu róża w butelce po piwie...



Następnie spacerkiem przeszliśmy pod stary zamek z XIV wieku i nowy zamek z wieku XVIII.



Nowy zamek






Stary zamek




Podeszliśmy na skarpę, aby zajrzeć do bardzo starej cerkwii Borysa i Gleba pochodzącej z XII wieku. Świątynia była wielokrotnie niszczona, ale najbardziej ucierpiała z powodu osunięcia się skarpy w 1853 roku. Dość szybko została odbudowana przez Aleksandra II, lecz widać wyraźnie, gdzie znajduje się jej stara część, a gdzie nowa.



 
Warta uwagi jest także dawna synagoga.




Nie obyło się też bez spaceru nad Niemnem, skąd m.in. rozciąga się widok na kościół Franciszkanów MB Anielskiej.









Ryba bierze?






W drodze powrotnej zaglądamy do rekomendowanego kościoła i klasztoru Brygidek.



Pałac Chreptowiczów






Potem zbiórka pod katedrą, żegnamy Grodno i ruszamy w drogę powrotną do Polski.

Tym razem na granicy zeszło nam około 2 godzin. Procedury podobne, a dodatkowo musieliśmy wysiąść i stanąć na jakiejś macie. Nie bardzo rozumiem dlaczego?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz