środa, 3 września 2025

Irlandia - Wyspa Zielona

Nie pamiętam już od jak dawna planowaliśmy wyjazd do Irlandii. Generalnie lotów z Katowic na tę Zieloną Wyspę jest co niemiara, lecz nasze biuro podróży uparcie wysyła turystów do Irlandii z lotniska Modlin. W końcu trzeba było się poddać, skorzystać z oferty i dotrzeć dzień przed wylotem do Nowego Dworu Mazowieckiego. 

Następnego dnia po południu dotarliśmy z małym opóźnieniem do Dublina.

Nasza przewodniczka okazała się być bardzo energiczną i zaangażowaną w swoje zadania osobą, więc nie było mowy o jeździe do hotelu. Pozostałe do wieczora godziny przeznaczone zostały na pierwsze kontakty ze stolicą Zielonej Wyspy.

Nie ma się co łudzić, że w Irlandii będzie dominować słońce. Tu niestety pierwsze skrzypce gra deszcz. Na szczęście popołudnie poświęciliśmy głównie na odwiedzenie Muzeum Narodowego oraz Galerii Narodowej. Oczywiście był to kontakt bardzo pobieżny, lecz zachęcający do przyjazdu do Dublina na ponowny kilkudniowy pobyt, aby to wszystko dokładniej obejrzeć.

A ciekawostką jest też to, że do wszystkich muzeów i galerii w Dublinie wstęp jest bezpłatny.

Muzeum Narodowe







Galeria Narodowa

 

 







Potem jeszcze spacer przez centrum handlowe Dublina, a zwłaszcza ulicą Grafton Street, aż do Uniwersytetu Irlandzkiego, Trinity College. Ale to już w deszczu, więc zdjęć zbyt wiele nie ma...






Przed kościołem pomnik Molly Mallone, wesołej handlarki rybami i owocami morza

 

Warto zwrócić uwagę, że nazwy ulic i nie tylko podawane są w języku irlandzkim i angielskim.

 

No i odmienne niż u nas oznakowania przejść dla pieszych :)

 



Trinity College

 




Nowy dzień przywitał nas pogodą bez deszczu, więc w dobrych nastrojach nasza zwarta grupa udała się do słynnej dublińskiej Katedry św. Patryka. 

 





To jedna z niewielu średniowiecznych pozostałości w tym mieście. Zwiedzanie świątyni, w której niestety jest więcej profanum niż sacrum, odbywa się w sporym tłoku. My, mieszkańcy Europy Środkowej jesteśmy raczej przyzwyczajeni do ciszy i powagi w takich miejscach, a tu na każdym kroku komercja, począwszy od boksów handlujących pamiątkami, a na miejscach przeznaczonych na interaktywne zabawy skończywszy.

 

 






Żeby dotrzeć do prezbiterium, trzeba przeciskać się przez tłum zwiedzających, co niestety wykorzystują w niecny sposób kieszonkowcy. Ja też padłam  ich ofiarą, tracąc krajowe dokumenty męża i jedną z posiadanych kart płatniczych. Na szczęście nasz bank PKO BP był czujny i strat finansowych nie ponieśliśmy.

 


 





Potem była krótka przejażdżka przez Phoenix Park, gdzie mogliśmy zobaczyć rezydencję prezydencką, 


krzyż papieski postawiony z okazji wizyty Jana Pawła II w 1979 roku 


oraz Monument Wellingtona, czyli Arthura Wellesleya brytyjskiego arystokraty, wojskowego i polityka z przełomu XVIII i XIX wieku.

 


Po południu ponownie wróciliśmy w okolice deptaku Grafton Street oraz koniecznie do słynnej dzielnicy Temple Bar. To miejsce uznawane jest za centrum kulturalne Dublina.

 








Tego dnia wieczorem dotarliśmy do miejscowości Ballymena w Irlandii Północnej, gdzie nocowaliśmy w klimatycznym hotelu Adair Arms. Naprawdę robi wrażenie.

 





Irlandia Północna to skrawek Zielonej Wyspy, który od około 800 lat stanowi terytorium Wielkiej Brytanii. Po tradycyjnym irlandzkim śniadaniu wyruszyliśmy do stolicy, czyli do Belfastu.

 





"Wielka Ryba" rzeźba Johna Kindnessa zwana także łososiem wiedzy. Na płytkach ceramicznych znajdujących się na jej powierzchni zapisana jest historia i kultura Belfastu.

 



Powyżej słynna wieża zegarowa Albert Memorial, świadek wielu wydarzeń z historii miasta.

Belfast, a przede wszystkim informacje o tym jak żyją w nim dwa właściwie wrogie sobie narody, robi wstrząsające wrażenie. Jest to kolejne miejsce w Europie, gdzie dominuje po prostu nienawiść i jej podporządkowana jest organizacja życia. Kto tego nie zobaczy to nie uwierzy, że katoliccy Irlandczycy i protestanccy Brytyjczycy żyją w odrębnych dzielnicach oddzielonych od siebie murami. Co jakiś czas są bramy, które są otwarte w określonych godzinach i to tylko w ciągu dnia. Oczywiście jest możliwość obejścia murów przez centrum Belfastu, ale wtedy trzeba bardzo nadłożyć drogi.





Najgorzej jest w strefie pomiędzy dzielnicami, w tzw. obszarze interfejsu. Jeżeli ktoś nie sprawdzi lokalizacji i nieszczęśliwie kupi dom w takiej strefie, to ma dramat. Tam często dochodzi do wzajemnych ataków ekstremistów z obu stron. Trzeba zakładać kraty w oknach, podwyższać ogrodzenia, żeby żyć w miarę bezpiecznie.



Co ciekawe coraz mniej zarówno Irlandczyków jak i Brytyjczyków chodzi do swoich kościołów, ale nadal potrafią poróżnić się o wszystko. Dzielą ich nawet opinie o sytuacji w świecie. Przykładowo w konflikcie izraelsko - palestyńskim Brytyjczycy biorą stronę Izraela, Irlandczycy zaś Palestyny. Swoje opcje polityczne obie nacje demonstrują na muralach po dwóch stronach muru granicznego.












Nie da się nie zauważyć w której dzielnicy jesteśmy, gdyż wywieszane flagi czy stosowana kolorystyka nawet na latarniach czy ławkach jest wyraźną informacją.





Dzieci od najmłodszych lat również są podzielone, funkcjonują bowiem dwa rodzaje szkół: katolickie i protestanckie. Jest małe światełko w tunelu, gdyż zaczynają powstawać szkoły integracyjne, do których zapisywane są dzieci bez względu na dzielnicę, na religię, na narodowość w ogóle. Do takich szkół chodzą również dzieci miejscowej Polonii, jak twierdziła nasza przewodniczka. Wszystko niby fajnie, ale zamiast historii współczesnej (bo podobno program historii kończy się na II wojnie światowej) dzieci i młodzież mają tam zajęcia uczące weryfikowana wiadomości czy informacji. Nie bardzo rozumiem, jak tego uczyć i jak to potem stosować. Trochę to przypomina dążenie UE do wykreowania jednej, wspólnej historii dla całej Europy.

Widać jak uczniowie z tej samej szkoły trzymają się w grupie:

Są też inne działania, pozaszkolne mające na celu integrowanie dzieci i młodzieży. Realizuje się projekty, gdzie dominuje wspólna zabawa, sport, twórcza praca, itp. Efektem tych działań jest np. kolektywna praca plastyczna na granicznym murze, nawet ze zdjęciami dzieci wykonujących daną pracę.




Dla mnie tak bliskie zetknięcie się z tymi problemami w Irlandii Północnej było po prostu szokiem.




Popołudnie spędziliśmy w centrum Belfastu i tam trochę nam się humory poprawiły, gdyż  wśród normalnego, codziennego życia, wśród sklepów, pubów, kafejek, tak nie widać tych różnic i animozji. Centrum tętni życiem, energią i uśmiechem.

 









Spędziliśmy także nieco czasu w okolicy zamku w Belfaście. Oryginalny zamek zbudowany przez Normanów w XII wieku zlokalizowany był w dzisiejszym centrum miasta. Na początku XVIII wieku został zniszczony i ok. 100 lat później przeniesiono go na wzgórze Cavehill. Obiekt wykorzystywany jest głównie na organizowanie przyjęć okolicznościowych. 

 



Zachwycający jest także otaczający go ogród, gdzie ukrytych jest 9 kotów przedstawionych w różnych formach plastycznych. Nie wszystkim udaje się je skompletować, a nam się udało.













Kolejny dzień niemal w całości spędziliśmy na łonie natury podziwiając najpiękniejsze zakątki Irlandii Północnej.

Przed południem mieliśmy okazję odwiedzić Carrie-a-Rede. Jest to most linowy zawieszony na wysokości 30 metrów łączący dwa urwiska oddalone od siebie na 20 metrów. Jednak równie atrakcyjna była trasa prowadząca do tego miejsca.







Kolejny punkt to najpiękniejsza droga w kraju czyli aleja bukowa Dark Hedges. Aleja powstała pod koniec XVIII wieku ze 150 buków. Drzewa posadził James Stuart wzdłuż drogi prowadzącej do jego nowej wówczas posiadłości. Aleja została wykorzystana jako jeden z plenerów przy kręceniu serialu Gra o tron.

Niestety załamanie pogody nie pozwoliło podziwiać tego miejsca w pełnej krasie, ale nawet w deszczu było pięknie.








Potem zajrzeliśmy do najstarszej w Irlandii destylarni whiskey. Tak, whiskey, a nie whisky, bo ta druga nazwa dotyczy tej szkockiej.



Destylarnia mieści się w niewielkiej miejscowości Bushmills. Mogliśmy co nieco dowiedzieć się o procesie produkcji tego trunku, a chętni dostali odrobinę do degustacji. Oczywiście była też możliwość zakupu, ale ceny promocyjne raczej nie były.

 




W międzyczasie przestało padać i ostatnim punktem naszego programu było (podobno najpiękniejsze) miejsce w północnej części irlandzkiej wyspy, czyli Giant's Causeway - Grobla Olbrzyma. Jest to geologiczny cud ponad 40 tysięcy spasowanych ze sobą bazaltowych kolumn, co jest rezultatem intensywnej aktywności wulkanicznej. Miejsce to owiane jest legendami, wg których groblę w linii brzegowej wykuł olbrzym Finn McCool.








I tak wśród formacji skalnych przy odrobinie wyobraźni możemy dostrzec pozostałości domostwa olbrzyma, jego but, organy na których podobno grał, a nawet wielbłąda.





Jest kilka wariantów tras wiodących wzdłuż wybrzeża o różnym stopniu trudności. Można też główną trasę (o zgrozo) przebyć autobusem elektrycznym. Warto skorzystać z audio przewodnika dostępnego w centrum obsługi turystycznej, gdzie jest także taki w wersji polskiej. 

Nasza wizyta tutaj wypadła akurat w sobotę, więc turystów były tłumy. Ale jest to obszar na tyle duży, że jakoś to wszystko się rozpełzło.




I nasz apartament, jeszcze w Irlandii Północnej. Szkoda, że aż na drugim piętrze i do tego z wąskimi schodami :(

 


Po następnym dniu podróżowania po Zielonej Wyspie możemy zarekomendować dwa miejsca dające fantastyczne wrażenia przyrodnicze.

Pierwsze to położone jeszcze na terenie Irlandii Północnej jaskinie Marble Arch. Znajdują się one na terenie Narodowego Rezerwatu Przyrody o tej samej nazwie. Zazwyczaj pierwsza część zwiedzania to krótki rejs podziemną łodzią, a potem spacer wśród wytworów skalnych na odcinku 1,5 km. Jednak czasem, najczęściej w weekendy nie używa się łódek, pewnie z powodu większej liczby turystów. Czy się idzie, czy się płynie widzi się to samo, więc nie ma problemu.




Zrobiliśmy sporo zdjęć, ale nie będę nimi zasypywać, bo nie oddają tego co widzi się na żywo.

 









Po wyjściu z jaskiń czekała nas ponad trzygodzinna jazda na zachodnie wybrzeże już tej unijnej Irlandii, gdzie ciągną tłumy turystów,  aby podziwiać Klify Moheru na atlantyckim wybrzeżu. Klify robią monumentalne wrażenia, lecz znowu trudno oddać to na zdjęciach przy takiej jak dziś pogodzie. Ale podobno na Moherach zawsze pada, więc nie jesteśmy odosobnieni.








Klif zbudowany jest z piaskowców i wapieni, w najwyższym miejscu ma 214 metrów. Znajduje się tutaj także wieża widokowa z XIX wieku. 



Przyjeżdżając tutaj trzeba ubrać się przeciwdeszczowo i przeciwwiatrowo. Nas na szczęście deszcz dzisiaj oszczędził.

Na kolejny dzień  program przewidział tzw. Pętlę Kerry na południowo wschodnim wybrzeżu Irlandii. Podziwialiśmy przepiękne widoki w czasie jazdy, zatrzymując się w małych miasteczkach i punktach widokowych.

Na początek postój w malowniczej wsi Adare, gdzie można przyjrzeć się niezwykłej zabudowie wiejskiej.






Jest też zabytkowy kościół i centrum turystyczne.









 

Koniecznie trzeba wspomnieć o bardzo popularnym w Irlandii pierścieniu Claddagh. Sklepy z pamiątkami oferują pierścionki wykonane z najróżniejszych kruszców no i w rożnych cenach. Są one symbolami przyjaźni lub małżeństwa, obecnie noszone również jako obrączki ślubne. Pochodzenie pierścienia związane jest z wioską rybacką o nazwie Claddagh, położoną w okolicy Galway. Jest wiele podań na ten temat. Mnie najbardziej podoba się legenda o księciu, który zakochał się w dziewczynie z ludu. Aby przekonać jej ojca o uczciwych zamiarach, zaprojektował pierścień, którego elementy symbolizowały miłość, przyjaźń i lojalność.  Gdy ojciec dowiedział się o znaczeniu klejnotu, udzielił młodym błogosławieństwa. A tak wygląda z bliska:

 

Bardzo ciekawe okazało się też zerknięcie na miejscową szkołę, gdzie akurat trwała duża przerwa. Młodzież spacerowała parami wokół boiska i to bez smartfonów w rękach!

 


Postojom towarzyszyły też degustacje. I tak była okazja spróbować kawy po irlandzku w pubie Pod Czerwonym Lisem, 




irlandzkiej zupy rybnej o nazwie chowder już w Waterville, czy po prostu wypić espresso dla dodania energii w Sneem.

 


Waterville to bardzo sympatyczna miejscowość wypoczynkowa, szczególnie ulubiona przez Charliego Chaplina i jego rodzinę. Oczywiście są tutaj pamiątki związane z tym komikiem.

 






Sneem to także bardzo urocze miasteczko :)


 






Mijane po drodze do hotelu pejzaże były także przepiękne.

 




Nasz hotel  w Killarney






Zaś wieczorem wisienka na torcie, czyli koncert muzyki i tańca irlandzkiego Celtic Step w Killarney.

 



Nazajutrz mieliśmy dłuższy postój w Cork, drugim co do wielkości mieście Irlandii. Cork ma nawet pretensje do bycia stolicą, ale raczej bezpodstawnie.

 




Miasto rozwinęło się dzięki produkcji i handlowi masłem. Najpierw podeszliśmy więc pod górkę do budynku giełdy maślanej. Dzisiaj to już tylko zabytek obok którego założono Muzeum Masła.


Nieopodal znajduje się mocno zaniedbany kościół protestancki św. Anny,  gdzie praktycznie co chwilę dzwonią dzwony. Otóż w tym kościele można wejść na wieżę i za opłatą wydzwonić sobie własny kurant. Co ciekawe, nikomu to nie przeszkadza.






Przeszliśmy następnie pod katedrę św. Findbara. Czasowo nie było możliwości wejścia do wnętrza, ale z zewnątrz prezentuje się też okazale.




Przy okazji poznaliśmy szerzącą się na świecie ideę bezdomnego Chrystusa. Dzieło zapoczątkował kanadyjski rzeźbiarz, gorliwy katolik Timothy Schmalz, który zaproponował postać Jezusa leżącego jak bezdomny na ławce. Pierwsza rzeźba została zainstalowana w Toronto w 2012 roku. Szybko rozprzestrzeniły się kopie w różnych zakątkach świata, także w Polsce. Kopia taka znajduje się w Dublinie, zaś w Cork powstała inna wersja Bezdomnego Jezusa będącego w pozycji siedzącej.


Indywidualnie mieliśmy okazję pobuszować po bardzo rozległej hali targowej nazwanej English Market, a także po handlowych uliczkach centrum Cork.





Kultowy targ działa od 1788 roku i jest prawdopodobnie najlepiej zadaszonym targowiskiem w Europie.

 





 

Włóczenia się po ludnym Cork ciąg dalszy :)








No i pozostał nocleg w hotelu, ponownie w Dublinie, a potem poranny odlot na Modlin :)


Piękne są te nasze podróże nie tylko geograficznie, ale także dlatego, że dają możliwość spędzenia czasu w towarzystwie fajnych ludzi i tych bardzo serdecznie pozdrawiamy:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz